Kierowca powiedział, że może zabrać najwyżej 8, a nas było 11 zawodników, plus prezes i kierownik drużyny. Dwóch usiadło obok kierowcy, 10 z tyłu, dla kierownika drużyny nie było już miejsca. Został w Kole. Czas naglił, do rozpoczęcia meczu pozostało niewiele. Prezes obrał drogę na skróty, przez Rychwał.
Jedziemy, tuż za Rychwałem nagle droga się kończy. Dołem płynie jakaś rzeczka, a nad nią mostek z torami kolejowymi („od ciuchci”). Co robić? Do Środy 40 km, objazd przez Jarocin to 80 km, a czasu bardzo mało. Wreszcie któryś z kolegów powiedział: - Bierzemy syrenkę i przenieśmy po torach na drugą stronę. Unosimy ją do góry i tak krok za krokiem przenosimy ją. Wjeżdżamy na stadion w ostatniej chwili. Sędziowie są już na boisku. Przebieramy się szybko, zaczynamy bez rozgrzewki. Do przerwy 0:0. Po przerwie Michał Ernst otrzymał piłkę, ograł bramkarza i było 1:0!.
Do końca zostało około 20 minut. Zawodnik gospodarzy oddał strzał na naszą bramkę, ale piłka wylądowała na wysokiej akacji i tam za stała. Gospodarze zobowiązani byli dostarczyć druga piłkę, ale jej nie mieli. Sędzia dał im 10 minut czasu, jeśli w tym czasie nie będzie piłki, odgwiżdże walkower. Podszedłem to tego niefortunnego strzelca i powiedziałem: - Jesteś naszym 12 zawodnikiem. On w złości chciał mnie uderzyć w twarz, uchyliłem się, jego cios przeciął powietrze. Widział to sędzia. Za to zachowanie wyrzucił go z boiska. W międzyczasie udało się piłkę strącić z drzewa i gra potoczyła się dalej. Wynik meczu już nie uległ zmianie. Wygraliśmy 1:0. Podróż mieliśmy z przygodami, ale szczęśliwie się wszystko zakończyło. Inną trasą przez Jarocin i Rychwał wróciliśmy do Koła.