– 8 maja przypadają moje imieniny, w związku, z czym poprosiłem o nie wystawianie mnie w tym dniu do składu drużyny. Nagle, rozległo się pukanie do drzwi i wołanie: – Szybko, ubieraj się, jedziemy na mecz. – Przecież mam wolne – oponowałem. – Michał Ernst jechać nie może, więc ty jedziesz za niego.
Cóż było robić? Ubierając się w biegu, wskoczyłem do samochodu i za dwie godziny byliśmy w Poznaniu. Graliśmy z „Energetykiem”. Okazało się, że nie mam swoich butów, a Michała są na mnie za duże. Zwróciliśmy się do gospodarzy z prośbą o pożyczenie obuwia.
Wyjątkowo grałem na lewym skrzydle. I oto w 15 minucie strzeliłem pierwszą bramkę, parę minut później – drugą, prowadziliśmy 2:0. W czasie przerwy, do naszej szatni przyszli gospodarze i jeden z nich powiedział: – Oddaj buty. – Oddam po meczu, przecież pożyczyliście mi – powiedziałem. Wezwano milicję. Przyjechali i stwierdzili, że faktycznie butów nie ukradłem tylko pożyczyłem. Po meczu oddając je, bardzo im podziękowałem, ba, chciałem, je nawet odkupić, ale nie chcieli sprzedać.
Tak to pożyczone „tepy” okazały się szczęśliwe. Dzięki nim zdobyłem dwie zwycięskie bramki –a mecz wygrała „Olimpia” 2:0 – mówi pan Stanisław.