20 stycznia 2010 roku przypada 65 rocznica wyzwolenia Koła spod okupacji niemieckiej. Po bez mała sześcioletniej niewoli Polska została oswobodzona przez wojska radzieckie. Niektórzy próbują umniejszać poczynania żołnierzy ze wschodu, ale fakt, niech pozostanie faktem, że to właśnie 132 wojaków z Czerwonej Armii oddało życie za to, aby Koło było wolne. Ciała ich spoczywają na cmentarzu wojennym, przy ulicy Poległych. W każdą rocznicę niektóre partie polityczne, Urząd Miasta i Stowarzyszenie Przyjaciół Miasta Koła nad Wartą oraz osoby prywatne, przynoszą tam kwiaty i zapalają znicze.
Niedobitki, niemieccy żołnierze, którzy nie zabrali się w pierwszej turze uciekających, ubrani w białe kombinezony (żeby nie byli widoczni na tle śniegu) trzymający w rękach pancerfausty (granatniki przeciwpancerne jednorazowego użytku) uciekali na zachód byle przed siebie. Pamiętam, że zima była tęga, temperatura wynosiła ponad minus 20 stopni, było śnieżno – opowiada pan Wojciech Jerzmanowski, 17-letni wówczas wyrostek – Dzień przed wyzwoleniem wpadło czterech żołnierzy niemieckich do naszego domu i zażądali herbaty. Mama im zrobiła, zdążyli wypić tylko do połowy i ze słowami: „Hitler kaput” poszli dalej. Niektórzy Niemcy zatrzymali się u sąsiada Hermana i ze strachu przed Rosjanami schowali się pod łóżko. Sześciu innych schroniło się w pobliskim tartaku. W nocy na południowo–wschodnim nieboskłonie widać było czerwona łunę. Starsi mówili, że to pali się Łódź. W Kole palił się m.in. klasztor ojców Bernardynów. W nocy z 19 na 20 stycznia mieszkańcy ulicy Leśnej zebrali się u nas w domu – kontynuuje pan Wojciech – czekając na dalsze losy. Dlatego przyszli do nas, ponieważ mieliśmy murowany dom, inne były drewniane, więc przed spaleniem ich bezpieczniej było przebywać w budynku z cegły. Kobiety odmawiały modlitwy, śpiewały pieśni religijne. Mężczyźni ( a było ich nie wielu) pełnili dyżury na zewnątrz. Pamiętam, że o godzinie 5 rano do izby wszedł jeden z mieszkańców (Bolesław Chojnacki) i oznajmił: Ruscy w Kole! Głupoty pan opowiada – odezwała się jedna z kobiet.
Faktycznie, Armia Czerwona była w Kole. Żołnierze radzieccy forsowali zalew rzeki Warty, bo ówczesny most został dzień wcześniej (19 stycznia) zaminowany przez cofające się wojska niemieckie. Wtedy to pod jednym z radzieckich czołgów załamał się lód i o własnych siłach nie mógł wyjechać (było głęboko ok. 6 metrów). Za pomocą holu i innych tanków (czołgów), wydostał się na drugi brzeg. Jeden z Rosjan nieparlamentarnie zaklął (Job Twoja mać), tak, że głos jego było słychać. Po niespełna godzinie na podwórko p. Jerzmanowskich zajechały pojazdy podobne do amfibii i czołgi. Zaroiło się od żołnierzy radzieckich z pepeszami gotowymi do strzału i pytaniem: „Kuda Germańscy?” (Gdzie Niemcy?). Bolesław Chojnacki znał język rosyjski, ponieważ chodził do rosyjskiej szkoły, wytłumaczył Rosjanom, że tutaj ich nie ma, że już uciekli.
Koło było wolne. Kobiety płacząc ze szczęścia padały sobie w objęcia, ciesząc się, że wroga już nie ma. Że jesteśmy wolni. Mieszkańcy odmawiali modlitwy dziękczynne do Matki Boskiej. Ponieważ podwórze było dość duże, radzieccy czołgiści wjechali czołgami i utworzyli tam chwilowo bazę. Mieli swoją kuchnię polową i gotowali obiady, częstując nas.
Po południu 20 stycznia nastąpił powrót do swoich domów, a w nich palenie w piecach, rąbanie drewna, przynoszenie wody. Mieszkańcy Koła szykowali się do nowego życia, ciesząc się, że największy zbrodniarz świata, jakim był Hitler, przegrał wojnę.
Nprawdę nie wielu jest już świadków tamtych dni, dlatego też zawsze czytam z uwagą ich (opowieści),można się wiele nauczyć i dowiedzieć z tamtych dni.Pozdrawiam.
~MarcinN ·
20 Styczeń 2010
Cmentarz znajduje się oczywiście przy ul. Poległych, a nie (jak wyżej napisane) ul. Niezłomych ;)
~czytelnik ·
20 Styczeń 2010
dobrze, ze zyja jeszcze ludzie, od ktorych mozemy sie dowiedziec jak to bylo naprawde