Chcę coś zrobić dla powiatu kolskiego i dla miasta Koła. I powiem szczerzę: chcę zrobić coś wielkiego. Małe sprawy mnie nie interesują - mówi w wywiadzie dla portalu e-kolo Roman Mańka, kandydat na posła z listy Nowej Lewicy, umieszczony na Liście Krajowej Kandydatów Obywatelskich i rekomendowany w całym okręgu konińsko-gnieźnieńskim przez Ruch Obywatele RP jako obywatelski kandydat nr 1.
Roman Mańka lubi dużo mówić. Nie zgadza się ze współczesnymi trendami zmierzającymi do dominacji obrazu nad treścią, uproszczeń i skracania. Jego zdaniem, o złożonych, skomplikowanych problemach nie da się krótko powiedzieć. Uważa, że jeżeli ktoś ma coś do powiedzenia, absolutnie nie powinien się tego wstydzić. Jego wywiady czy teksty są obszerne, lecz wyjaśniają wiele ważnych spraw i sytuacji. Ten wywiad jest długi, ale naprawdę warto go przeczytać. Nasz rozmówca mówi w nim o przyczynach zapaści polski lokalnej, o diagnozie sytuacji w małych ośrodkach i wspólnotach, a także o patologiach w polskich samorządach oraz o strategii i planie tego, co chce zrobić dla miasta Koła i powiatu kolskiego, gdyby został wybrany posłem. Wywiad składa się z czterech części, najlepiej czytać go powoli, jak książkę. Ostatnia część to "plan Mańki".
Auror sześciu książek. W przeszłości z-ca redaktora naczelnego Gazety Finansowej i szef działu krajowego tego Wydawnictwa, współpracował również z prestiżowymi magazynami, takimi jak: Forbes, Business Open, Gentleman i Home&Market. Komentował wydarzenia społeczno-polityczne w największych polskich stacjach telewizyjnych oraz rozgłośniach radiowych, m.in. w Polsat News, TVP Info, w Polskim Radiu, RMF FM. Jego autorski program w "Halo Radio" uważany była za jeden z najlepszych pod względem merytorycznym. Wiele jego publikacji w Gazecie Finansowej zostało później zamieszczanych w największych polskich portalach internetowych, m.in. w Onet.pl i Interii.
W latach 2002-2006 zatrudniony w Przeglądzie Konińskim. Pracował w Przeglądzie Kolskim. Na łamach tego ostatniego Czasopisma ujawnil wiele afer o podłożu korupcyjnym i kryminalnym, m.in. próby przejęcia przez prywate osóby związane wtedy z kolskim samorządem spółki MZEC w Kole, nieprawidłowości w ZUP, a także proceder wyprowadzania pieniędzy z Funduszy Profilaktyki Przeciwalkoholowej i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Pisał również o korupcji w policji, działaniach zorganizowanych struktur przestępczych, a także o molestowaniu seksualnym w Zakładach Mięsnych Sokołów S.A. w Kole i o bulwersującym procederze kupowania głosów w wyborach samorządowych.
Od 13 lat głęboko zajmuje się naukami humanistycznymi, zwłaszcza filozofią, fenomenologią, filozofią polityki i socjologią polityki. Współpracuje z warszawskimi Think Tankami. Obecnie jest wykładowcą akademickim. Wykłada filozofię, socjologię, a także politologię i nowoczesne systemy polityczne na wyższych Uczelniach. Specjalizuje się w filozofii Edmunda Husserla, Martina Heideggera, Emmanuela Levinasa, Maurice Merleau Ponty,ego i Immanuela Kanta. Bada ich dzieła.
O Kole zacznie być głośno w całej Polsce. Będziemy słynąć z aktywności, przedsiębiorczości, wielu drobnych, oddolnych działań, pikników dla seniorów, pomocy prawnej i charytatywnej, ale przede wszystkim z potężnych, organizowanych na wielką skalę wydarzeń masowych. W ten sposób zyskamy rozpoznawalność i olbrzymi prestiż
W Kole i w powiecie kolskim jest za mało dobrych działań, obiecujących inicjatyw. Dodatkowo są one rozproszone, rozdrobnione. Trzeba ja połączyć. Stworzyć dla nich wspólną formułę.
Nie jest dla mnie ważne, kto skąd przychodzi i w co wierzy, ale co chce zrobić, dla ludzi, dla Polski, dla Koła i powiatu kolskiego. Ja nawet mówię wyborcom: nie głosujcie na partie, wybierając konkretnych kandydatów, nie kierujcie się ich przynależnością polityczną, bierzcie pod uwagę tylko czynnik humanistyczny, ludzki: człowieka.
Czynnikami, które w największym stopniu decydują dziś o sukcesach w świecie są kapitały: symboliczny oraz społeczny, one są niewymierne, ale je można przełożyć na sprawy i rzeczy bardzo wymierne, które odczują mieszkańcy.
od 2000 roku mamy do czynienia z demograficzną katastrofą. Ludzie stąd masowo uciekają.
Gdyby przyjęto moją propozycję redukcji czasu pracy z 8 do 6 godzin dziennie, wówczas byłoby więcej czasu, nie tylko na odpoczynek, ale również na dojazd do pracy. Mobilność by wzrosła. I wtedy pieniądze zarobione w Warszawie czy w Trójmieście można by wydać jeszcze tego samego dnia w Kole.
Wszystko jest, ale dla swoich. Nepotyzm stał się wszechobecny. Korupcja, osiągnęła tak ogromną skalę, że już nawet ludzi nie bulwersuje. Świadomość społeczna nie percypuje jej. Samorządy zostały zawłaszczone. Ludziom ukradziono demokrację. Gminy są skolonizowane przez grupy interesów i klientelistyczne sieci wpływu.
Kiedyś była w Polsce taka popularna reklama: mężczyzna mówił: "piwo bezalkoholowe" i puszczał do widzów oko. Analogicznie teraz można by nagrać filmik: "uczciwy konkurs" i mrugnąć okiem.
Koleiny patologii już dawno w Polsce zostały przetarte, uformowane i każda następna władza nimi maszeruje. Rządzący brną w te same patologie: korupcję, klientelizm, bo rzeczywistość polityczna czy samorządowa, jest strukturalnie zdeterminowana. Dlatego uważam, że zmiana ludzi u władzy nic nie da, trzeba zmienić głębiej system.
Musimy działać razem. Pojedynczo żaden samorząd niczego nie zrobi. Jednak przede wszystkim zaproszę do działania wszystkich ludzi aktywnych, którzy znajdują się poza samorządami.
Koronnym wydarzeniem będą wybory Miss Polski nad Wartą o "Złotą szprychę", wielkie wydarzenie medialne, o zasięgu ogólnopolskim i europejskim, transmitowane przez największe stacje telewizyjne. To będzie istna perła w koronie. Impreza o wielkim znaczeniu strategicznym.
Wielkie możliwości są już w nazwie Koła i jego potencjalnych wariacjach. W statusie królewskiego miasta. Na tym będziemy grać i o to się opierać. Odwołamy się do królewskiej godności miasta Koła, do Zamku Królewskiego nad Wartą.
Tylko na ambicjach i marzeniach można oprzeć sukces. Aspiracje nie są niczym złym. Jak mawiał wybitny polski judoka, Paweł Nastula: "na sukces składają się dwie rzeczy: porażki i marzenia". Ja na szczęście mam jedno i drugie. Nie zamierzam siedzieć w ostatnich ławach poselskich, gdzieś blisko wyjścia. Chcę zająć miejsce w pierwszym rzędzie, stać się jednym z najbardziej rozpoznawalnych posłów w Polsce.
Jaka będzie Pana pierwsza decyzja po ewentualnym wyborze na posła?
Wolę mówić o pierwszym działaniu. W chwili opublikowania oficjalnych wyników przyjeżdżam do Koła. Będzie to dzień, najdalej dwa dni po wyborach.
W jaki celu Pan tu się pojawi?
Po pierwsze, po prostu przejść się ulicami Koła: Kolejową, Toruńską, Mickiewicza i innymi i porozmawiać z ludźmi, poznać lepiej ich problemy, choć wydaje mi się, że je znam, przede wszystkim, podziękować za głosy. Po drugie, spontanicznie spotkać się z liderami społeczności miasta Koła i powiatu kolskiego.
To znaczy z kim?
Z ludźmi aktywnymi. Z tymi, którzy znani są z postaw obywatelskich oraz z działań oddolnych i społecznych.
Chyba niewiele pozostało takich ludzi w Kole?
Kilka osób jeszcze pozostało. Wbrew temu, co się mówi, powiat kolski posiada spory potencjał społeczny i obywatelski. A to podstawa. Lecz jest on w znikomym stopniu wykorzystywany.
To kogo Pan zaprosi na takie spotkanie?
Pewnie wszystkich, z którymi chciałbym się zobaczyć, nie da się wymienić. Z góry więc przepraszam osoby pominięte. Ale choćby Sylwka Łukomskiego, który świetnie prowadzi klub kolskich motocyklistów, Adama Malińskiego, który też należy do tego środowiska, znanych w Kole działaczy, Mariusza Hanefelda, Wojciecha Jabłońskiego, Roberta Gajdę i Artura Szafrańskiego, Krzysztofa Wojewodę z żoną, bo znakomicie rozwijają kolskie sporty walki, chłopaków z sekcji kick boxingu z kolskiej Starówki, Jarosława Kawkę oraz działaczy Olimpii Koło, Tomasza Bretta z uwagi na jego zaangażowanie w biegi, kolarstwo oraz triathlon, Tomka Gibaszka, pomysłodawcę i organizatora wspaniałego wydarzenia masowego: Koło Bluesa Festiwal, Radka Pioruna, jako dyrektora KDK. Działaczy społecznych i sportowych z Koła, Kościelca, Dobrowa, Dąbia, Grzegorzewa, Barłóg, Babiaka, ze wszystkich gmin, liderów opinii publicznej, takich jak Bartłomiej Fiwek, czyli Pan, Mariusz Kozajda, a także dziennikarzy Kolskich faktów.
A samorządowców?
Pewnych rzeczy nie można mieszać, dlatego z samorządowcami spotkam się gdzieś po tygodniu, na drugim spotkaniu. Zaproszę starostę, Roberta Kropidłowskiego, burmistrza Krzysztofa Witkowskiego oraz wszystkich pozostałych burmistrzów i wójtów.
Czemu mają służyć te spotkania?
W socjologii, ale również w ekonomii nazywa się to synergią.
To znaczy?
Wymienione przeze mnie nazwiska padły tu nieprzypadkowo. Zanim zdecydowałem się kandydować do Sejmu, długo nad tym się zastanawiałem i wszystko dokładnie, głęboko przemyślałem.
I do jakich wniosków Pan doszedł?
Chcę coś zrobić dla powiatu kolskiego i dla miasta Koła. I powiem szczerzę: chcę zrobić coś wielkiego. Małe sprawy mnie nie interesują, Chcę, aby nasza wspólnota była wzorem i przykładem sukcesu dla całej Polski. Słowo synergia, którego wcześniej użyłem jest kluczowe. Wymienione przeze mnie wcześniej nazwiska również. W Kole i w powiecie kolskim jest za mało dobrych działań, obiecujących inicjatyw. Dodatkowo są one rozproszone, rozdrobnione. Trzeba ja połączyć. Stworzyć dla nich wspólną formułę. Zaś wymienione osoby właśnie wyróżniają się aktywnością.
Czyli zsumowanie różnych działań?
Sprawa jest głębsza niż tylko zsumowanie działań. Nie chodzi o samo zsumowanie. Ono oczywiście też musi nastąpić, lecz bardziej istotne jest coś innego: chodzi o uzyskanie efektu dodatkowego. Najgłębsza istota pojęcia synergia polega na tym, że osiągnięty dzięki niej efekt, nie sprowadza się tylko do prostej sumy poszczególnych działań, a więc połączenia tego, co dodajemy, lecz tworzy jakość wyższego rzędu, a więc całkowicie nowy efekt. Wyrażając to językiem matematyki, synergia to taki stan, w którym 2+2= np. 6. Czyli wynik jest wyższy od dodawanych elementów.
Trudno będzie Panu te działania zsumować, gdyż wśród wymienionych przez Pana osób są ludzie o różnych poglądach politycznych, np. Mariusz Hanefeld z Lewicy, Robert Gajda z Polski2050, czy Radomir Piorun z PiS?
Kompletnie mi to nie przeszkadza. W polityce często postępuje się w myśl pochodzącej ze Starożytnego Rzymu maksymy: "dziel i rządź!". Ja nie szanuję tej reguły. Moja dewiza jest zupełnie inna.
Jaka? Proszę o nie opowiedzieć.
Łącz i rządź! Jestem pragmatykiem. Irytuje mnie myślenie dogmatyczne. Nie jest dla mnie ważne, kto skąd przychodzi i w co wierzy, ale co chce zrobić, dla ludzi, dla Polski, dla Koła i powiatu kolskiego. Ja nawet mówię wyborcom: nie głosujcie na partie, wybierając konkretnych kandydatów, nie kierujcie się ich przynależnością polityczną, bierzcie pod uwagę tylko czynnik humanistyczny, ludzki: człowieka.
Wśród wójtów jest Dariusz Ostrowski, Pana kontrkandydat na stanowisko wójta, w ostatnich wyborach samorządowych?
Gdy zostałbym wybrany do Sejmu, od pierwszego dnia będę zabiegał o pojednanie z wójtem Ostrowskim i wyciągnę rękę do zgody. Warto wznieść się ponad własne ambicje czy urazy. Mam dystans do siebie. Jestem krytyczny. Jeżeli sytuacja będzie tego wymagała, mogę powiedzieć: "przepraszam".
Mówi się, że przepraszają osoby słabe?
Jest dokładnie odwrotnie: żeby przeprosić trzeba mieć w sobie moralną siłę, przepraszają osoby silne. Ja wyznaję zasadę: wolę raz przeprosić za dużo, niż raz za mało. I to mi się sprawdza. Wierzę, że nie moje czy Pana wójta Ostrowskiego ambicje będą najważniejsze w naszej działalności, lecz dobro mieszkańców gminy Kościelec i powiatu kolskiego. A z Ostrowskim, i z gminą zrobię dużo więcej niż bez niego.
Uważa Pan, że powinno głosować się na człowieka?
To podstawa. Wrażliwością dysponują ludzie, a nie partie polityczne czy koalicje wyborcze. One nie używają języka, nie mówią, ani też nie posiadają uczuć. Jedynie człowiek zdolny jest do altruizmu, empatii, do wyższych emocji, a to w życiu publicznym i społecznym cechy niezbędne.
Jednak każdy reprezentuje jakąś partię?
Dla mnie najważniejszą partią, którą chcę reprezentować jest powiat kolski. Jestem kandydatem bezpartyjnym i czuję się jeszcze dodatkowo kandydatem obywatelskim. To ja zostałem rekomendowany przez organizacje pozarządowe jako kandydat nr 1.
Właśnie został Pan wprowadzony na tzw. obywatelską listę krajową, stał się Pan tak zwaną "obywatelską jedynką". Co to oznacza?
Nazywam to perspektywą humanistyczną. Stowarzyszenie Obywatele RP, dokonało przeglądu list wyborczych czterech opozycyjnych formacji politycznych na terenie całej Polski. W każdym okręgu został wskazany kandydat obywatelski, ponadpartyjny, który został wprowadzony na obywatelską listę krajową.
Co to oznacza?
Jest to rekomendacja dla wyborców. Chodzi o to, aby zwiększyć przejrzystość wyborów. W myśl tej zasady o poparciu takiego czy innego pretendenta mają decydować nie kryteria polityczne czy partyjne, ale osobowe. Głosować trzeba na człowieka. /tu o tym można przeczytać: http://obywatelskiejedynki.pl//
Rozumiem, że lista krajowa obywatelskich kandydatów będzie promowana w całej Polsce?
Niebawem w Warszawie odbędzie się konferencja prasowa, na której wszyscy kandydaci zostaną zaprezentowani. Lista będzie promowana w całej Polsce i w każdym okręgu. W planach są też debaty. Do okręgów, w których startują obywatelscy kandydaci zostanie skierowane za pośrednictwem Internetu tysiące materiałów wyborczych oraz program każdego kandydata.
Kto znalazł się na obywatelskiej liście krajowej?
Na przykład kandydat KO w Krakowie, prof. Tadeusz Gadacz, wykładowca renomowanych uczelni: Wydziału Humanistycznego AGH w Krakowie oraz Collegium Civitas w Warszawie. Prof. Gadacz to światowej sławy intelektualista, uczeń i asystent ks prof. Józefa Tischnera i prof. Barbary Skargi. Innym znanym kandydatem jest Cezary Paweł Kasprzak, lider ruchu Obywatele RP. Znany z walki o prawa człowiek. Jest liderka listy KO w okręgu podhalańsko-sądeckim, Weronika Smarduch. Są znani kandydaci Nowej Lewicy, aktywiści społeczni, osoby bezpartyjne i ponadpartyjne.
Co daje umieszczenie na krajowej liście kandydatów obywatelskich?
Poparcie wielu organizacji pozarządowych. Ten fakt zwiększa nasze szanse i możliwości w wyborach. Ale, co najważniejsze, również otwiera dużo bardziej rozległe perspektywy działania, po ewentualnym wyborze.
Dystansuje się Pan od partii politycznych?
Nie wypieram się startu z listy Lewicy. W razie wyboru lojalnie wejdę do jej klubu parlamentarnego. Jednak będę postępował samodzielnie, zgodnie z własnym sumieniem. Nie pozwolę, aby ktoś wysyłał do mnie sms-y z instrukcjami, co mam mówić dziennikarzom, ani też dyktował, co powinienem robić czy w jaki sposób głosować. Tak nie będzie! Akcentuję obywatelski wymiar polityki. Chcę być samodzielny. Odpowiadam przede wszystkim przed moimi wyborcami.
Do tej pory ludzie zawsze głosowali na partie polityczne?
Czas to zmienić. To był błąd. Jestem zwolennikiem czegoś, co nazywam perspektywą humanistyczną, uważam, że wyborcy powinni głosować humanistycznie, czyli na człowieka; a po drugie, lokalnie, na kandydata związanego z powiatem kolskim, który się tu urodził i wychował. Co z tego, że zagłosujemy na kogoś z Wrześni czy ze Śremu, albo ze Środy Wielkopolskiej. Ktoś taki nie będzie reprezentował dobrze naszych lokalnych kolskich spraw. To wbrew interesom mieszkańcom powiatu kolskiego.
A czy poprze Pan Donalda Tuska jako kandydata na premiera?
Nie.
Dlaczego?
Głosowanie na Donalda Tuska byłoby zdradą mieszkańców powiatu kolskiego. Nikt nie wyrządził większych szkód Polsce lokalnej niż rządy Platformy Obywatelskiej. Taka jest moja ocena. Popełniono duże błędy w polityce makroekonomicznej. Nie wzięto pod uwagę pewnych uwarunkowań i czynników. To między innymi dlatego ulice kolskich miast dziś pustoszeją, a ludzie stąd uciekają. Uważam, że na Koalicję Obywatelską w powiecie kolskim nie powinien paść ani jeden głos. PO oszukała Polaków wiele razy.
Ale w wyborach do Senatu będzie Pan głosował na wspólnego kandydata opozycji, czyli KO, PSL, Polski2050 oraz Nowej Lewicy?
Powiem Panu szczerze. Będę głosował na Pana Leszka Galembę - kandydata PiS. Moja rodzina podobnie.
Dlaczego, przecież ugrupowania opozycyjne ustaliły wspólnego kandydata?
Mało mnie interesuje, co Pan Tusk, Czarzasty, Hołownia i Kosiniak-Kamysz ustalili w Warszawie. Skończmy z dyktowaniem ludziom na kogo mają głosować. Tak się nie robi. Pan Galemba, podobnie jak ja, urodził się w powiecie kolskim, tak samo jak ja tu się wychował i on dużo lepiej będzie reprezentował sprawy mieszkańców miasta Koła i powiatu kolskiego, niż kandydatka spoza tej ziemi. Trzeba głosować na swoich. Pan Galemba jest rolnikiem, a przecież ktoś musi bronić spraw rolników i polskiej wsi.
Powróćmy do tego, co chce Pan zrobić. Proszę wskazać jakieś konkretne działania?
O konkretach mówię i powiem jeszcze bardzo dużo. Nie ma chyba w Polsce drugiego takiego kandydata, który przedstawia bardziej obszerny, konkretny program niż ja. Lecz jedną sprawę muszę mocno postawić już na samym początku. Od razu zastrzegam, że jest to coś, co trudno ludziom wytłumaczyć, ale od tego właśnie zależą sukcesy każdego państwa, każdego społeczeństwa, każdej wspólnoty, podmiotu, czy firmy.
Co ma Pan na myśli?
Ludzie nie myślą strukturalnie, chcą widzieć rzeczywistość w kategoriach jednostkowych faktów - elementów, konkretów - a to jest błąd. Na początku musi być ogół. Trzeba radykalnie odwrócić sposób myślenia. Dokonać czegoś w rodzaju przewrotu "kopernikańskiego w mentalności", a tego niestety ludzie, również ci na najwyższych stanowiskach, sprawujący władzę, czy to w państwie, czy w samorządach nie rozumieją.
Chodzi Panu o to, że dominuje myślenie indywidualne?
Egoizm w życiu społecznym jest bardzo szkodliwy, ale kluczowe jest coś innego: że ludzie postrzegają rzeczywistość jednostkowo, potrafią zauważyć jedynie to, co konkretne i widzialne, tymczasem istotą wszelkich projektów czy strategii, jest uchwycenie zależności oraz następstw strukturalnych i zrozumienie powiązań, relacji, odniesień, kontekstów, a więc tego, co jest w prosty sposób niewidzialne i co trzeba dopiero z rzeczywistości umieć wyabstrahować.
Proszę podać przykłady takiego stanu rzeczy.
Gdy patrzymy na społeczeństwo, w wymiarze konkretnym widzimy tylko jednostki, nie widzimy relacji, stosunków, a one przecież są kluczowe dla ukonstytuowania społeczeństwa. Pominę już fakt, że o jednostce można mówić jedynie w porządku fizycznym, bo gdy w grę wchodzi przestrzeń moralna, mamy już do czynienia z osobami. Gdy postrzegamy las, widzimy pojedyncze drzewa, tymczasem las powstaje ze stosunków i relacji, które kształtują się pomiędzy tymi drzewami.
Co Pan chce przez to powiedzieć?
Pewne rzeczy trzeba wyabstrahować. Baz abstrahowania nie powstanie żadna strategia ani żaden projekt. Myślenie indywidualistyczne, nastawione na jednostkowość - zawodzi. Zawsze trzeba orientować się na jakiś ogół, np. dobro wspólne. Nic nie da realizowanie pojedynczych inwestycji czy indywidualnych działań, jeżeli nie będą one wpisane w ogólną strategię. Każde dobre planowanie zaczyna się od ogółu. Ogół to punkt wyjścia. Konkrety są ważne dopiero później, na dalszych etapach realizacji, ale oczywiście trzeba je mieć. Lecz pierwsze są generalia. I tego właśnie niestety wiele osób nie rozumie.
Prezentuje Pan zupełnie inne podejście niż pozostali kandydaci czy działacze?
Wielokrotnie mnie z tego powodu zwalczano... Bo myślałem inaczej. Bo prezentowałem specyficzne podejście. Dlaczego mam być taki, jakby ludzie chcieli, skoro wiem, że akurat to nie będzie dla nich dobre...?! Populistą nie jestem. Gruszek na wierzbie obiecywał nie będę. I nie będę też mówił tego, co inni chcą usłyszeć. Jestem po prostu sobą. Sam się projektuje. Konformizmu i stadnego myślenia nie cierpię.
Nie obawia się Pan reakcji przeciwników?
Gdy byłem dziennikarzem Przeglądu Kolskiego, niejednokrotnie spotykał mnie z tego tytuł hejt. Jednak podjąłem bardzo trudne tematy, demaskowałem afery. Jeżeli chce się coś zrobić w interesie publicznym, trzeba się narazić, uderzyć w grupy interesów i struktury wpływów, które zawłaszczają demokrację. Ja się tego nie boję. Niech będzie przeciwko mnie hejt. Kiedy udzielałem wywiadu dla konkurencyjnego wobec Pana portalu, sam, z własnej woli poprosiłem, aby otworzono komentarze. Jestem otwarty. Mam krytyczną naturę. Nikomu nie można odmawiać prawa do debaty publicznej.
Czyli Pana zdaniem, tak naprawdę o sukcesie czy powodzeniu, inaczej niż wszyscy myślą, decydują rzeczy niewidzialne?
Gdy wykładam młodym ludziom filozofię i socjologię na studiach, tylko niektórzy to rozumieją. Na pozór brzmi to absurdalnie, ale to jednak jest prawda. Ta niewidzialna rzecz - inaczej problem ujmując można powiedzieć - kontekst - o której Pan wspomniał, w socjologii nazywa się przyczyną metonimiczną, czyli przyczyną strukturalną, albo niewidzialną. Ale to właśnie ona jest kluczowa.
To filozofia?
Mówi o tym strukturalizm, czyli filozoficzny nurt bez którego nie da się zrozumieć świata oraz działania społecznego, gdyż wszystko, co społeczeństwo wytwarza czy robi, posiada charakter strukturalny. Ludzie często odrzucają filozofię, a to jest olbrzymi błąd. W polityce, w rządzeniu, w prawie, w ekonomii, w zarządzaniu przedsiębiorstwami, w ogóle w życiu, filozofia bardzo pomaga.
Nie da się funkcjonować bez strukturalizmu?
Zawsze w działaniu orientujemy się na powiązanie. Rzadko jednak mamy tego świadomość. Tak naprawdę nic nie jest pojedyncze, wszystko jest z czymś powiązane, i uwzględniamy kontekst całokształtu powiazań, pewien łańcuch, całość narzędziową.
Dlaczego narzędziową?
Prawie wszystko, co robimy ma charakter narzędziowy. Już starożytni Grecy definiowali rzeczy w trybie instrumentalnym, jako narzędzia, zaś one występują w pewnym rozłożonym w czasie ciągu, horyzontalnym układzie elementów i następstw.
I z tego powodu myślenie jednostkowe, konkretne zawodzi?
Dokładnie tak. Bo nie widzi tego rozłożonego w czasie powiązania narzędziowego. W projekcie czy działaniu nigdy nie ma wszystkich elementów w jednej chwili. Trzeba je antycypować i w nie wybiegać. Nie wszystko jest współczesne i tym samym nie wszystko da się postrzegać naocznie jako konkret czy konkrety. Do pewnych rzeczy można dotrzeć tylko za pomocą wyobraźni.
To znaczy?
Cofając się w przeszłość, albo wybiegając w przyszłość. Jeszcze chyba dobitniej mówi o tym pragmatyzm, filozofia, która podbiła Amerykę, a Amerykanie ją pokochali. Stąd bierze się potęga Stanów Zjednoczonych i sukcesy tego kraju, że opanowali myślenie pragmatycznie i strukturalne. Pragmatyzm to projekcja empiryzmu w przyszłość, doświadczenie zwrócone w kierunku przyszłości i modyfikacja rutyny w oparciu o inteligencję. Ona polega na tym, że widzimy coś więcej niż konkret, czyli również coś, co jest w potocznym rozumieniu naoczności - niedostępne. Ojciec pragmatyzmu, Charles Sanders Peirce twierdził, że realne jest tylko to co abstrakcyjne. Indywidualności, konkretności, czy jednostkowości realności odmawiał.
To prawda? Pan w to wierzy?
Gdy głębiej pomyślimy - tak. Na pozór wydawać by się mogło, że realne jest tylko teraz i to co się dzieje, lub co robimy w aktualnej chwili. To co konkretne. Tak jednak nie jest. Wczoraj jest również realne, bo jest w nas i oddziałuje na nasze dzisiaj. Wciąż oddziałuje. Tak samo przyszłość, w pewnym specyficznym sensie jest już realna, bo perspektywy i prognozy, które niesie, determinują to, co robimy obecnie. Na co się staramy przygotować.
Czyli musimy wyjść poza konkrety?
Życie jest antycypowaniem. Bez antycypowania nie zrobimy żadnego projektu. Budując strategię ciągle trzeba wybiegać w przyszłość, transcendować współczesność oraz konkretne rzeczy. I na tym polega determinująca realność tego, co jeszcze nie nadeszło, czyli przyszłości. My jej jeszcze nie widzimy w naocznym wymiarze, ale musimy brać ją pod uwagę. Trzeba myśleć dalekosiężnie.
Pan podkreśla znaczenie strategii, mówi jak się powinno ją budować?
Przy tworzeniu strategii większe znaczenie mają rzeczy niewymierne i niekonkretne, od wymiernych.
Wybiegnijmy więc w przyszłość. Co to oznacza dla miasta Koła i powiatu kolskiego?
A więc po pierwsze należy postawić diagnozę. Na początku trzeba określić precyzyjnie miejsce, w którym się obecnie znajdujemy, zdefiniować dobrze cechy sytuacji. Po drugie, musimy określić punkt czy miejsce, do którego chcemy dojść. Potrzebna jest strategia. Ale nie jakąś tam strategia, tworzona tylko w sensie formalnym, żeby coś tam mieć, na zasadach proformy, lub pozoru, stosy jakichś zalegających dokumentów, ale realna, głęboka strategia.
Czyli działania dalekosiężne?
Czynnikami, które w największym stopniu decydują dziś o sukcesach w świecie są kapitały: symboliczny oraz społeczny, one są niewymierne, ale je można przełożyć na sprawy i rzeczy bardzo wymierne, które odczują mieszkańcy.
A działania perspektywiczne, dalekosiężne?
Owszem. To jak najbardziej też. Ale chodzi mi jeszcze o coś innego. Przede wszystkim o strategię głęboką, uwzględniającą nie tylko rzeczy konkretne, lecz zakorzenioną w niewymierności. Oczywiście potrzebne są działania horyzontalne, nastawione na długą perspektywę. Ale niestety czas nie pracuje dla nas. Musimy stworzyć taką strategię, która szybko przyniesie efekty.
Kapitał społeczny... czym miałby się charakteryzować w przypadku powiatu kolskiego?
Sięgnąłem do statystyk i od 2000 roku mamy do czynienia z demograficzną katastrofą. Ludzie stąd masowo uciekają.
Ale w latach 90. też te procesy miały miejsce?
Jest różnica. W latach 90. XX wieku, ludzie mieszkający w Kole czy w powiecie kolskim, wyjeżdżali do Niemiec, ale po jakiś czasie wracali. Dodatkowo, dzięki takiej migracji, dokonywały się transfery finansowe. Pieniądze zarobione zagranicą inwestowano w Kole, lub w okolicznych gminach.
To było lepsza sytuacja?
W sumie był to korzystny proces. Wtedy migrowali ludzie już dojrzali, dorośli. Różnica polega na tym, że dziś wyjeżdża młodzież i nie wraca. Tracimy najbardziej wartościowe zasoby demograficzne i wyprowadzamy za powiat kolski pieniądze, zamiast je wydawać tutaj.
Dlaczego tak się dzieje?
Są dwa powody, właściwie trzy. Pierwszy to sytuacja, która w ogóle dziś ma miejsce w świecie, którą w uproszczeniu można skonstatować jednym słowem: globalizacja. Już dość dawno, wybitny socjolog amerykański, Peter Berger, definiował historyczną transformację za pomocą dialektyki czy dychotomii przechodzenia od świata losu do świata wyboru.
Ludzie mają coraz większy wybór?
Z grubsza tak można powiedzieć, chociaż to też jest pozorne, bo są zdeterminowani. Berger posługuje się uproszczeniem, ale na poziomie pewnej powierzchowności, można powiedzieć, że ludzie przesuwają się coraz bardziej w życiu, w kierunku wyboru. Zwiększa się społeczna mobilność.
Ale są również dwa inne powody, zapaści miejsc takich, jak powiat kolski czy generalnie, całego obszaru polski powiatowej.
Co ma Pan na myśli?
Błędy w polityce makroekonomicznej oraz lokalną apatię. Strategia rozwoju polaryzacyjno-dyfuzyjnego była dobrą ideą. W taki sposób rozwijało się wiele państw. Zapomniano jednak, że ten tym polityki makroekonomicznej sprawdza się najlepiej w mobilnych społeczeństwach. Wówczas następują transfery finansowe z obszaru centrum na peryferia i sytuacja gospodarcza się wyrównuje. Zyskuje poziom lokalny. Koalicja PO-PSL, forsująca rozwój wielkich ośrodków kosztem mniejszych, po prostu przeoczyła ten szczegół. Zapomniano, że diabeł tkwi w szczegółach.
U nas nie ma społeczeństwa mobilnego?
Mobilność można rozumieć na różne sposoby. Z Koła wciąż nie można przejechać do Warszawy na tyle szybko, aby wykonać określoną pracę w stolicy i jeszcze tego samego dnia powrócić do domu. Dopiero wówczas następowałyby korzystne dla powiatu kolskiego transfery finansowe. Ale mobilność zależy również od charakteru pracy i realnych kompetencji.
Co ma Pan na myśli mówiąc o charakterze pracy?
Mobilność można podnosić na różne sposoby - również poprzez skrócenie dziennego czasu pracy. Gdyby przyjęto moją propozycję redukcji czasu pracy z 8 do 6 godzin dziennie, wówczas byłoby więcej czasu, nie tylko na odpoczynek, ale również na dojazd do pracy. Mobilność by wzrosła. I wtedy pieniądze zarobione w Warszawie czy w Trójmieście można by wydać jeszcze tego samego dnia w Kole.
To duża zmiana?
Praca powinna być elastyczna, gdyż to, wbrew pozorom, paradoksalnie, zwiększa wydajność. Taką zależność udowodniono naukowo. Trzeci powód ucieczki z Koła i powiatu kolskiego, to impas, jaki ogarnął ten teren. Nic się tu nie dzieje. Lokalne władze nie proponują dla ludzi bogatej oferty.
Dlaczego Pana zdaniem tak się dzieje? Skąd się wziął impas?
Poszukajmy czegoś co łączy różne negatywne zjawiska, co porządkuje sytuację. Jeżeli odpowiemy na to pytanie drobiazgowo, zbyt konkretnie, nie uchwycimy sedna problemu, inaczej mówiąc, "nie złapiemy byka za rogi". Trzeba spróbować zdiagnozować sytuację na najbardziej ogólnym poziomie, na najwyższym poziomie abstrakcji.
To znaczy?
Lokalne samorządy, zwłaszcza w gminach, zostały skolonizowane przez rozmaite grupy interesów czy, jak mówi prof. Andrzej Zybertowicz, klientelistyczne sieci korzyści, które niczego młodym ludziom nie potrafią zaoferować. Zresztą ani młodym, ani starszym.
Czy to jest powód migracji?
Jeden z powodów, oprócz dwóch innych, bardziej generalnych, które wcześniej wymieniłem. Ludzie uciekają z Koła i z powiatu kolskiego, bo nic się tu nie dzieje. Są jakieś indywidualne, pojedyncze, drobne działania i inicjatywy, lecz brakuje przedsięwzięć masowych, kreowanych przez samorządy.
Z czego to wynika?
Wszystko to można ogarnąć jedną definicją, ona jest dla całej sytuacji kluczowa: brakuje kapitału społecznego. Ale uczciwie trzeba stwierdzić, że jest to problem szerszy, dotyczący wielu miejsc takich, jak rejon kolski .
W czym powinien objawiać się kapitał społeczny?
W socjologii wykładamy poglądy kilku wybitnych teoretyków kapitału społecznego: Jamesa Samuela Colemana, Roberta Putnama, Francisa Fukuyamy, Pierre'a Bourdieu i Alejandro Portesa.
Kogo Pan preferuje? Który z wymienionych teoretyków jest z punktu widzenia kapitału społecznego najważniejszy?
Najciekawszy jest Putnam, który zasadniczo reprezentuje szkołę Colemana. W tym ujęciu, kapitał społeczny, poprzez pogłębianie zaufania, budowanie norm, wartości, relacji i powiązań, przyczynia się do znacznego zwiększenia sprawności społeczeństwa i ułatwiania skoordynowanych działań.
Na czym polega główna wartość tego elementu?
Kapitał społeczny uwalnia energię, która przydaje się w innych kapitałach, np. ekonomicznym czy obywatelskim, i to jest jego kluczowa wartość. Że prowadzi do synergii. Że wytwarza wartości dodane. Jeszcze ważniejszy jest kapitał symboliczny, ale do niego dojdziemy.
A kiedy się wyczerpuje? Jak szybko się zużywa?
Mamy do czynienia z fenomenem paradoksalnym. W tym właśnie tkwi jedna z istot kapitału społecznego, że gdy się go wytworzy, bardzo trudno go zużyć. Specyfika kapitału społecznego polega na niezwykłej właściwości. On jest niczym perpetuum mobile. Zużycie jednocześnie wytwarza przyrosty.
To oznacza, że kapitał społeczny ma wpływ na zarządzanie, poziom przedsiębiorczości, kondycję podmiotów gospodarczych, ekonomię?
Na wszystko. Kapitał społeczny, to jest istotny zasób, obok najistotniejszego czynnika, za który w socjologii uważa się kapitał symboliczny. Żeby podeprzeć się stwierdzeniem innego teoretyka socjologii: Pierre'a Bourdieu. Uważał on, że kapitał społeczny nie jest wartością samą w sobie, lecz jego ostateczną wartość mierzy się sumą innych kapitałów, które można za pomocą kapitału społecznego zmobilizować.
W takim razie czy samorządność, demokracja jest bez niego możliwa?
Istotą i największym walorem kapitału społecznego jest to, że mobilizuje wszystkie inne kapitały. Nie będzie dobrej demokracji, ani dobrej gospodarki, bez silnych pokładów kapitału społecznego.
I tego w Kole brakuje?
W działaniach rodzą się normy, wartości, stosunki, powiązania, relacje. I na końcu zaufanie. Ono jest konieczne żeby cokolwiek zrobić. Mechanizm jest podobny do systemu poznania Kanta: tak jak jaźń, czyli upraszczając nieco, nasza osobowość, wnętrze, kształtuje się w postrzeganiu przedmiotów, identycznie kapitał społeczny tworzy się w działaniu. To jest korelat działań. W Kole ich przede wszystkim brakuje.
Korelat? Jak to można inaczej powiedzieć?
Kapitał społeczny powstaje jako swego rodzaju skutek uboczny działań. Podobnie, jak dobra edukacja jest skutkiem ubocznym zabawy. Nauka, żeby trafiała do młodych ludzi, musi być zabawą i sprawiać przyjemność. I tego właśnie w Kole brakuje: działań, a w ślad za tym relacji oraz zaufania. A bez tego, nie będzie niczego.
Potrafi Pan wskazać jakieś namacalne przykłady wspólnot czy obszarów, na których w ten sposób osiągnięto sukces?
Odpowiedź jest prosta. Czy ktoś zastanawiał się dlaczego w Europie przez 75 lat, poza epizodami, nie doszło do totalnej wojny? Dlaczego Wspólnota Europejska osiągnęła sukces? Dlaczego sukces osiągnęły Stany Zjednoczone, Kanada, czy państwa skandynawskie? Bo tam dzięki dużym pokładom kapitału społecznego zmobilizowano pozostałe zasoby kapitałów: przede wszystkim ekonomicznego, ale też obywatelskiego, ludzkiego, politycznego.
I to charakteryzuje dobrą politykę?
Jak mawiała Hannah Arendt, zła władza opiera się na narzędziach, zaś dobra na działaniach oddolnych i inicjatywach. I tak w Europie czy w Stanach Zjednoczonych oraz w wielu europejskich i amerykańskich miastach, porównywalnych z Kołem, poprzez działania oddolne kształtowały się normy, wartości, relacje i zaufanie. Gdy ludzie wykonują pewne zadania razem, wspólnie, to pojawia się współdziałanie i zażyłość. Te elementy muszą być, są absolutnie nieodzowne, aby osiągnąć sukces.
Czy całe zło można wyjaśnić brakiem kapitału społecznego?
Podam może jeszcze jeden przykład, dobrej akumulacji kapitału społecznego, aby zagadnienie to dobrze wybrzmiało i stało się zrozumiałe.
Proszę bardzo?
W Stanach Zjednoczonych miał miejsce taki, swego rodzaju specyficzny eksperyment. Amerykański Stowarzyszenie Emerytów zwróciło się do stu kancelarii prawnych, aby te reprezentowały różne sprawy emerytów przed sądami stanowymi, otrzymując wynagrodzenie w wysokości 40 dolarów za godzinę; żeby przybliżyć charakter tej propozycji: 40 dolarów, to wówczas oznaczało mniej więcej tyle, co 10 proc. obowiązującej stawki. Na tak sformułowaną prośbę, 70 proc. kancelarii prawnych odpowiedziało: nie. Po czym, za kilka miesięcy, to samo Stowarzyszenie Emerytów zwróciło się do takiej samej ilości kancelarii prawnych, aby te reprezentowały ich sprawy przed amerykańskimi sądami za darmo. I co się okazało...? Aż 80 proc. kancelarii prawnych odpowiedziało w tym przypadku: tak, czyli że zgadza się podjąć tej misji na zasadach czysto honorowych.
Jak to można wyjaśnić?
Kiedy poproszono amerykańskich socjologów, aby dokonali eksplikacji tego fenomenu, zwrócili uwagę na następujący stan rzeczy. W życiu społecznym, społeczno-politycznym, czy społeczno-ekonomicznym mogą działać dwa mechanizmy: płytszy, merkantylny, czyli czysto ekonomiczny, który opiera się na prostej, żeby nie powiedzieć prymitywnej kalkulacji zysków i strat oraz obywatelski czy analizując to jeszcze głębiej: moralny, rodzący się właśnie w kontekście kapitału społecznego.
Czy nie da zrobić się biznesu, albo sukcesu gospodarczego w oparciu o sam czynnik merkantylny?
Największe biznesy na świecie czy najbardziej spektakularne, z rozmachem prowadzone przedsięwzięcia gospodarcze, mają charakter głęboki, a więc są mocno zakorzenione w kapitale społecznym, a patrząc jeszcze głębiej, w sferze moralnej. W wielkich biznesach mówi się często o tzw. kotwicy: kulturowej, symbolicznej, bądź moralnej. Marka to przede wszystkim kwestia prestiżu. A więc decyduje czynnik niewymierny.
Z czego to wynika?
Partner musi być atrakcyjny. Również w biznesie liczy się coś, co nazywam wrażeniem artystycznym. Aby zrobić z kimś interes, prowadzić określone przedsięwzięcia, musimy komuś wierzyć, kształtować pozytywny nastrój oraz relacje. To jest kapitał społeczny. Ale w tym momencie dochodzi do głosu jeszcze drugi, ważniejszy element: kapitał symboliczny.
Właśnie, w jaki sposób opisać wpływ kapitału symbolicznego?
Talcott Parsons, jeden z najwybitniejszych socjologów XX wieku, w swej generalnej teorii systemów społecznych, udowodnił, że nawet ludzie działający w biznesie czy w gospodarce nie kierują się utylitaryzmem, czyli prostą kalkulacją zysków i strat. Decydujące są tzw. wartości drugiego rzędu, które paradoksalnie wysuwają się na plan pierwszy.
Czyli nie zawsze kierujemy się czymś, co jest użyteczne?
Również w biznesie, nie wspominając już o samorządzie czy życiu społeczno-politycznym, opłacać może się coś, co nie jest wymierne. To nie oznacza braku użyteczności, lecz decydująca w działaniu staje się głębsza użyteczność, albo użyteczność rozumiana z innej perspektywy. Na tym opiera się idea działalności filantropijnej, a więc poczynania wielkich firm w zakresie CSR-u, czyli społecznej odpowiedzialności biznesu.
Co to daje?
Jakieś rodzaj uhonorowania. Powiedzmy, że prestiż. Nieżyjący już polski socjolog, prof. Wiktor Osiatyński, z którego nauk wiele zaczerpnąłem, brat lepiej znanego, ekonomisty, ministra finansów w rządzie Hanny Suchockiej, Jerzego, mówił zawsze, iż człowiekiem kieruje potrzeba znaczenia.
A pieniądze, zysk?
Ludziom się wydaje, że gonią za pieniędzmi, zyskiem, czy za władzą w sensie celu. Traktują te rzeczy jako cel.
A nie gonią?
W tym tkwi właśnie największe nieporozumienie. Pomylono pojęcia. Namiętność pieniądza jest tak ogromna, że zasłoniła to, co jest prawdziwym celem. Tymczasem pieniądze ani, żadne inne dobra materialne, ani władza nie są celem. Są środkiem potrzebnym do osiągnięcia celu.
A co jest celem?
I tu dochodzimy właśnie do owej niewymierności. Czyli stwierdzamy, że nie rzeczy konkretne czy jednostkowe są najważniejsze, a właśnie te ogólne i niewymierne.
W jakim sensie?
One decydują o ważności. Na szczycie naszych pragnień jest znaczenie. Celem ludzkich wysiłków nie są ani pieniądze, ani zysk, ani żadne inne dobra materialne, ani władza. One są ważne, ale nie jako cele, lecz środki. Trzeba bardzo precyzyjnie rozróżniać i stosować pojęcia.
Ale co jest celem?
Człowiekiem kieruje potrzeba znaczenia. A więc najważniejsze jest to, o czym mówił prof. Osiatyńskim. Prestiż, znaczenie, ważność, uznanie.
A pieniądze?
Na bezludnej wyspie pieniądze nie miałyby żadnego znaczenia, nie byłyby też w jakikolwiek sposób użyteczne. One mają sens tylko w kontekście społecznym. Powodują nierówności. A ludzie chcą w tych nierównościach być nierównymi w korzystnym dla nich kształcie. Dlatego Jean-Jacques Rousseau był tak zagorzałym krytykiem cywilizacji. Pieniądze, zysk, dobra materialne, władza nie mają znaczenia immanentnego, same w sobie, a jedynie transcendentne i kontekstualne. Są ważne w kontekście społecznym, czyli uznania, afirmacji, itd. A zatem z wymierności przechodzą w niewymierność.
Jaki z tego wniosek?
Tym co decyduje o sukcesie w życiu, bez różnicy czy to będzie biznes, czy rywalizacja gospodarcza, czy samorząd, czy życie publiczne jest kapitał symboliczny. Coś co jest niewymierne. Nie można go mylić ze społecznym, bo to trochę co innego. Jednak z relacji pomiędzy obydwoma kapitałami może wynikać synergia. Siła napędowa każdego sukcesu osiąganego ponad istniejący potencjał.
Dlaczego kapitał symboliczny jest tak ważny?
Ludzie bogaci kupują zegarki za 50 tys. czy buty za 15... Bo wiedzą, że kapitał symboliczny demonstruje się w rzeczach o niskiej użyteczności. Wartość użyteczna zegarka za 50 tys. jest mniej więcej taka sama, jak za 300 zł, ale właśnie w rzeczach o niskiej użyteczności dokonuje się ekspozycji kapitału symbolicznego.
I co to daje? Jakie korzyści?
Ktoś, kogo stać na buty za 50 tys. może realizować przemoc symboliczną, dystansować i wykluczać innych, uzyskiwać przewagi. Ale jest jeszcze jedna kluczowa i najważniejsza rzecz, związana z kapitałem symbolicznym.
Jaka?
Tak jak olbrzymim atutem kapitału społecznego jest niezwykły i wręcz paradoksalny mechanizm, który powoduje, że jego zużycie napędza przyrosty, czyli czym więcej zużywamy kapitału społecznego, tym paradoksalnie bardziej on przyrasta, tak kapitał symboliczny ma inną niebywale ważną cechę: można dokonywać jego rekonwersji na inne kapitały - również na kapitał ekonomiczny czy społeczny.
W jaki sposób? Jak to się odbywa?
Eksponując niską użyteczność można uzyskiwać przewagi. Realizacja tego procesu następuje poprzez posłużenie się rzeczami niewymiernymi, bądź mniej wymiernymi, czy mniej użytecznymi. Bogaci ludzie kupują drogie zegarki, albo dzieła sztuki, albo inwestują w uprawianie elitarnych dziedzin sportu, takich jak choćby tenis ziemny czy golf, bądź w wykształcenie swoich dzieci na renomowanych, prestiżowych Uczelniach. Dzięki temu dystansują innych i uzyskują przewagi.
To jest kluczowy mechanizm?
Kluczowe jest jeszcze coś innego. Akumulację kapitału symbolicznego, wszystkie te niewymierne rzeczy, można rekonfigurować czy dokonywać rekonwersji, a więc przełożenia, na rzeczy bardzo wymierne, konkretne, posiadające swój finansowy czy materialny ekwiwalent.
Jak powszechna jest świadomość tego rodzaju procesów?
Ludzie najczęściej kapitału symbolicznego nie doceniają. Jednak gdy się popatrzy na wielki biznes - a ja pracowałem na zapleczu medialnym wielkiego biznesu, blisko Giełdy Papierów Wartościowych, banków, w Gazecie Finansowej, w magazynach Biznes Open, Home&Market, Gentleman, byłem współpracownikiem Forbes - to większe znaczenie dla potężnych firm ma stworzenie brendu, kształtowanie marki, działania promocyjne, marketingowe, czy kulturowe, niż zwykła użyteczność.
Jakie to ma znaczenie dla samorządów?
Również dla nich największym zasobem jest kapitał symboliczny. W przyrodzie działają mniej więcej takie same zasady. Samorządy muszą akumulować kapitał symboliczny w postaci prestiżu, uznania, znaczenia, brendu, marki, bo to są największe rezerwy. Za pomocą kapitału symbolicznego można realizować przemoc symboliczną i uzyskiwać przewagę nad innymi samorządami.
A takie rzeczy, jak remonty ulic, obiektów użyteczności publicznej, naprawy budynków, kamienic czy one nie mają znaczenia?
Mają ogromne znaczenia i trzeba je realizować, bo dotyczą ludzi. Jednak nie w tym wymiarze rozgrywa się istota rzeczy. Nie w działaniach wymiernych czy konkretnych leży klucz do sukcesu, bo w nich nie zmobilizujemy wielkich rezerw. Największe zasoby i rezerwy są w sferze mentalnej, czyli w przestrzeni kapitału społecznego i w rzeczach niewymiernych, a więc w kapitale symbolicznym.
To co w takim razie trzeba robić?
Dobrze, że ktoś wyremontuje pięć ulic w mieście czy gminie i naprawi dziesięć budynków, ale w ten sposób, za pomocą tych działań nie osiągnie przewagi nad innymi samorządami czy regionami w Polsce, i nie wybije się na wielką rozpoznawalność.
Dlaczego?
Gdybym miał opisać problem filozoficznie, powiedziałbym tak: te poczynania należą do powszedniości, będą wykonywane zawsze i po wsze dni. Nie ma w nich niczego nadzwyczajnego. To robią trochę lepiej, lub trochę gorzej wszyscy. To jest rutyna. A ona nudzi. Tymczasem trzeba się czymś wyróżniać. Przewagę może dać jedynie kapitał symboliczny.
W czym szukać szansy?
Wszystko zawiera się w znanym haśle: "myśl globalnie, działaj lokalnie". Zawsze należy starać się "przeskoczyć" własny poziom i zmobilizować potencjał bardziej niż suboptymalnie. Samymi remontami ulic czy naprawianiem przystanków młodzieży w powiecie kolskim nie zatrzymamy.
Uważa Pan, że ludzie, w tym przede wszystkim osoby młode uciekają z powiatu kolskiego, tylko z powodu braku kapitału społecznego?
Kapitał społeczny, można opisywać nie tylko w sensie prywatywnym, poprzez brak jego pożądanych, korzystnych przejawów czy działań, ale również w wymiarze nadmiernie pozytywnym, poprzez nagromadzenie zjawisk inkryminowanych.
Nadmiernie pozytywnym?
Alejandro Portes wskazuje na element proporcji w postrzeganiu kapitału społecznego. Gdy wykracza on poza pewną skalę, zaczynają się dziać złe rzeczy. Dotyczy to zazwyczaj wąskich grup czy koterii o hermetycznym charakterze. Zbyt silne więzy, lub nadmierna zażyłość, może mieć również złe konsekwencje i prowadzić do wielu dysfunkcji, bądź patologii.
Do czego Pan teraz "pije"?
Zjawiska, które opisuje Portes, napotykamy w wąskich grupach o dużej hermetyczności. Klasycznym przykładem są grupy mafijne. Ale zdarza się to również w partiach politycznych, gdy nie są one wystarczająco liczne, otwarte i transparentne. Wszędzie tam czynnikiem decydującym jest nadmiar kapitału społecznego. Ja to zjawisko zaobserwowałem zarówno w polskich partiach politycznych, jak i w samorządach.
Nadmiar kapitału społecznego może być czymś złym?
Dzieje się tak, gdy jego rozłożenie nie jest symetryczne. To znaczy, gdy w pewnych wąskich grupach występują jego nadwyżki, zaś w społeczeństwie deficyt.
I to Pan zauważył w samorządach?
Wszystkie patologie, które występują w mieście Kole, gminach powiatu kolskiego i innych samorządach w Polsce, biorą się właśnie z tego nierównomiernego rozłożenia kapitału społecznego. W jednych miejscach jest go za dużo, a w innych - tych bardziej rozległych, w przestrzeni społecznej - istnieje jego deficyt. To ma bardzo daleko idące konsekwencje.
To znaczy? Do czego taka sytuacja prowadzi?
Asymetryczny rozkład kapitału społecznego przekłada się na brak poczucia wpływu, podstawowy parametr demokracji, oraz społeczną apatię czy społeczny impas.
Co ma Pan na myśli?
Wmawia się ludziom, że są gospodarzami na swoim terenie, że istnieje decentralizacja oraz samorządność, a tak nie jest. I ludzie to widzą. Czują, że na nic, albo na niewiele spraw mają wpływ.
Mogą przecież wybierać swoich przedstawicieli: burmistrzów, wójtów, radnych?
Formalnie tak. Ale to pozory, Głęboka demokracja w Polsce nie istnieje.
Dlaczego twierdzi Pan, że to pozory?
Wszystko jest, ale dla swoich. Nepotyzm stał się wszechobecny. Korupcja, osiągnęła tak ogromną skalę, że już nawet ludzi nie bulwersuje. Świadomość społeczna nie percypuje jej. Samorządy zostały zawłaszczone. Ludziom ukradziono demokrację. Gminy są skolonizowane przez grupy interesów i klientelistyczne sieci wpływu.
Media ogólnopolskie podkreślają, że samorządy to największy polski sukces po 1989 roku? Dlaczego Pan uważa, że jest inaczej?
Znam sporo dziennikarzy ogólnopolskich. Niestety oni często opierają się w ocenach rzeczywistości na stereotypach.
Tak Pan sądzi? Może jest Pan wobec swych kolegów niesprawiedliwy?
Podejrzewam, że nie widzieli samorządów na oczy. Poza tym, samorządy można oceniać w dwojaki sposób: jako zestaw praw, procedur, obiektów czy budynków, czyli jako to co nazwać można formą czy formami i jako treść, czyli pewien sposób spontanicznej, żywiołowej aktywności, partycypacji w życiu publicznym, zaangażowania. I tego drugiego elementu niestety nie ma. Brakuje treści samorządowego życia.
To chyba nie jest do końca prawda. Trudno się z Panem zgodzić. Są konkursy, przetargi, do których każdy może stanąć?
Kiedyś była w Polsce taka popularna reklama: mężczyzna mówił: "piwo bezalkoholowe" i puszczał do widzów oko. Analogicznie teraz można by nagrać filmik: "uczciwy konkurs" i mrugnąć okiem.
Aż tak?
W Polsce wiele rzeczy ma pozorny charakter. Ludzie twierdzą, że piją na przywitanie Nowego Roku w Sylwestra szampana, a tak naprawdę piją wino musujące. Tak samo jest z tymi rzekomymi uczciwymi konkursami, gdy zatrudnia się pracownika na jakieś stanowisko w administracji samorządowej czy z przetargami na zamówienia publiczne. Przypadków nie ma.
Władzę w samorządach można zmienić?
Prawda jest trochę inna. Można zmienić ludzi u władzy, ale mechanizmy władzy pozostają te same. Wymiana władzy to kolejny mit. Trudno zmienia się ludzi, którzy nami rządzą, zaś usunięcie złych struktur władzy i związanej z nimi rutyny, kultywowanych nawyków stało się wręcz niemożliwe.
Co to oznacza?
Koleiny patologii już dawno w Polsce zostały przetarte, uformowane i każda następna władza nimi maszeruje. Rządzący brną w te same patologie: korupcję, klientelizm, bo rzeczywistość polityczna czy samorządowa, jest strukturalnie zdeterminowana. Dlatego uważam, że zmiana ludzi u władzy nic nie da, trzeba zmienić głębiej system. Jednak i sama zmiana władzy, w rozumieniu rządzących ludzi, jest trudna.
Dlaczego przecież np, w samorządach mamy bezpośrednie wybory?
Stworzono taki system, w którym urzędujący wójtowie i burmistrzowie posiadają olbrzymią przewagę...?! Cechą małych wspólnot samorządowych jest niski stopień anonimowości, właściwie wszystko staje się jawne. To powoduje, że ludzie czują się zagrożeni. Są zastraszeni. Ktoś, kto chce uczciwie przejść na stronę opozycji, musi się liczyć z retorsjami. Złe jest prawo.
W którym obszarze?
Na przykład w prawie wyborczym do samorządów jest tego rodzaju zapis, iż żeby zarejestrować kandydata na wójta, trzeba w połowie okręgów zgłosić kandydatów na radnych. Pretendentom na wójtów, poza urzędującym wójtem, jest bardzo trudno temu wymogowi sprostać, gdyż, w warunkach niskiej anonimowości, ludzie nie chcą eksponować się po stronnie opozycji. Szuka się więc kandydatów na radnych z przypadku, na zasadzie "łapanki". Selekcja lokalnych elit i kadr jest negatywna. Prawo sprzyja tworzeniu się klientelistycznych sieci korzyści, czyli grup interesów. Struktury te wytwarzają coś w rodzaju, "pola grawitacyjnego". To daje im ogromną przewagę.
Na czym ona polega?
Co bardziej wnikliwi socjologowie i psycholodzy, ci którzy nie ulegają postrzeganiu stereotypowemu, niestety, takich jest niewielu, już zauważyli, że w samorządach rządy sprawowane są w trybie kratokracji, zresztą władza centralna też w tym kierunku idzie.
Co to oznacza i czym się charakteryzuje to zjawisko?
Zmiana rządzących staje się trudna. Struktura beneficjentów władzy jest na tyle duża, iż łatwo jest o jej reprodukcję. Wójtowie i burmistrzowie wiją klientelistyczne sieci korzyści, obudowują się klientelistycznymi układami.
To im pomaga, przecież ludzi to widzą?
Czasami korupcja się opłaca, nie tylko w sensie wymiernych korzyści ekonomicznych, ale również dlatego, że cementuje system, utrwala i zapewnia wysoki stopień organizacji oraz integracji układowi klientelistycznemu. Też uzależnia i paraliżuje uczestników układu. Produkuje nadmiary kapitału społecznego w zamkniętych grupach. Dlatego władzy wcale nie musi przeszkadzać, że ludzi to widzą.
Trudno mi uwierzyć, że korupcja może być dla władzy, poza zyskiem finansowym, czymś pozytywnym? Przecież ludzie to widzą?
Stosunek ludzi do korupcji czy nepotyzmu jest tak naprawdę ambiwalentny; inny w przestrzeni publicznej, a inny w sferze prywatnej. To pokazują głębokie badania socjologiczne. Tę dwuznaczność wzmacnia też potoczny język, różne retoryczne formuły w stylu: "każde grabie grabią do siebie", albo "pieniądze nie śmierdzą". Skorumpowana władza wcale nie musi być źle postrzegana. Oczywiście powinna być napiętnowana przez społeczeństwo, lecz to nie jest oczywista reakcja społeczna.
To by oznaczało, że wrażliwość moralna obywateli się obniżyła?
Zauważyła to kiedyś popularna blogerka Salonu24 o pseudonimie "Kataryna". Dziś już wiadomo, że była nią aktywistka organizacji pozarządowych, Katarzyna Monika Sadło. W trakcie trwania afery hazardowej, w 2009 roku, dostrzegła dość osobliwe zjawisko, że zarzuty korupcji wobec władzy już ludzi nie bulwersują. Jej zdaniem pomiędzy aferą Rywina i aferą hazardową, na przestrzeni zalewie sześciu lat, ze społeczeństwem stało się coś bardzo dziwnego. Później podjąłem ten wątek w aspekcie socjologicznym, w Gazecie Finansowej.
Jak to socjologicznie można wytłumaczyć?
Mechanizm jest prosty. Identyczny, jak w przypadku układu immunologicznego. Nadmiar przypadków chorobowych immunizuje nas na określoną chorobę. Analogicznie jest z powtarzalnością zjawisk korupcyjnych. Okazuje się, że wrażliwość moralną można zahartować.
A opinia publiczna dlaczego nie reaguje?
Bo ją rozbrojono. To chyba dobre słowo. Podział polityczny i jeszcze głębszy podział kulturowy, spowodował, że właściwie wszystko stało się relatywne. Upadła prawda obiektywna, a wraz z nią wyłączono kontrolę społeczną. Kluczowy mechanizm rozliczania władzy i dokonywania jej selekcji nie funkcjonuje.
Czy to nie oznacza zagrożenia demokracji?
Demokracji już nie ma. Głosowanie stało się formalnością Ludziom podsuwa się karty do głosowania i oczekuje przyjęcia przez aklamację, tego co w Warszawie ustalili centralni polityczni liderzy, którzy w sposób arbitralny skreślają sobie z list, albo wprowadzają na nie kogo tylko chcą. Z ludźmi nikt się nie liczy.
Dlaczego tak się dzieje?
Szwankuje system polityczny. Kiedyś filozof prawa, Jeremy Bentham opisywał opinię publiczną jako podstawowy, fundamentalny instrument demokracji. Coś, za pomocą czego społeczeństwo może się bronić przed złą władzą. Dziś ten instrument rozbrojono. Polaryzacja polityczna powoduje, że opinia publiczna nie działa.
Dlaczego społeczeństwo jest słabsze od władzy?
Włoski politolog, Gaetano Mosca, stworzył dychotomię, czyli dwubiegunowy system analityczny, w którym po jednej stronie znajduje się władza, a po drugiej - społeczeństwo. Obydwa bieguny odróżnia stopień organizacji. Władza, a mówiąc precyzyjnie, klientelistyczny układ władzy dysponuje przewagą w zdolnościach organizacyjnych. Społeczeństwo jest często organizacyjnie zbyt słabe żeby z władzą wygrać.
Władza jest bardziej liczna?
Przewaga władzy nigdy nie ma charakteru liczebnego. Ale liczebność jej sieci klientelistycznych stanowi pewien wstępny zasób, moment początkowy, punkt wyjścia i jest on istotny, zwłaszcza podczas wyborów. Wspomniany wcześniej prof. Andrzej Zybertowicz stworzył poręczną kategorię analityczną: klientelistycznych sieci korzyści. Współcześnie w zdecydowanej większości polskich samorządów usadowiły się właśnie takie klientelistyczne sieci korzyści.
Czym się to objawia?
System nie jest otwarty. Jest zablokowany. Publicysta, Łukasz Warzecha, mówi nawet o "zabetonowaniu" systemu, jednak w jego optyce dotyczyło to bardziej okresu rządów koalicji PO-PSL.
Pan się z tym zgadza?
Nie sądzę, aby w okresie sprawowania władzy przez PiS było lepiej. Właściwie wszystkie rządy, które objęły stery państwa po 1989 roku, mogą mieć sobie wiele do zarzucenia, również lewica w wersji SLD czy postsolidarnościowa formacja AWS. Ale ja te mechanizmy - "betonowania systemu - już dużo wcześniej obserwowałem w samorządach i ta sytuacja nie zmienia się do dziś. Trudno się więc dziwić, że pozbawieni możliwości awansu oraz wpływu ludzie, uciekają z Polski lokalnej.
Czym w ogóle jest klientelizm i na czym polega jego działanie?
Najprościej mówiąc, jest to przestrzeń zinstrumentalizowana, znajdująca się na pograniczu sfery jawnej i niejawnej; można powiedzieć, że na ich styku. Decyzje, które zapadają wobec elementów czy obiektów, uczestników klientelistycznej sieci mają na końcu charakter jawny, publiczny, najczęściej są ogłaszane, lecz kluczowy proces decyzyjny rozgrywa się w sferze zakulisowej.
Co władza uzyskuje dzięki klientelistycznej sieci korzyści?
Możliwość reprodukowania władzy. Sieć klientelistyczna dysponuje dwoma przewagami, pierwsza sprowadza się do zazwyczaj lepszej zdolności organizacyjnej niż ta, którą dysponuje społeczeństwo, a druga do umiejętności i potencjału wytwarzania narracji politycznych oraz kulturowych. Pisałem kiedyś dla Gazety Finansowej, że klientelistyczna sieć korzyści szeleści, wytwarza szum. Trzecią zdolnością jest kapitał ekonomiczny.
A dlaczego społeczeństwo ma w tym zakresie słabsze zdolności?
Wszystko rozbija się o deficyt kapitału społecznego, bo on właśnie dałby społeczeństwu zdolności i możliwości organizacyjne. Z drugiej strony klientelistyczne sieci korzyści, posiadają ten niedobry atut, o którym pisał wspomniany wcześniej socjolog, Alejandro Portes, że analogicznie jak grupy mafijne czy struktury przestępcze, dysponują kapitałem społecznym w nadmiarze.
Skąd bierze się tego rodzaju sytuacja?
Być może władzom samorządowym zależy właśnie na tym, podobnie zresztą jak często władzom centralnym, aby kapitał społeczny rozkładał się asymetrycznie. Aby istniał jego deficyt w społeczeństwie, zaś nadmiar w układach klientelistycznych. Dla każdej władzy o korupcyjnych, klientelistycznych inklinacjach, wzrost kapitału społecznego w społeczeństwie jest ogromnym zagrożeniem.
A czy skrócenie kadencji do dwóch, poprawi sytuację?
Obawiam się, że pogorszy. To jest korupcjogenne i raczej pozorne rozwiązanie.
Dlaczego?
Ktoś kto będzie wiedział, że pełni funkcję wójta, bądź burmistrza ostatni raz, może powziąć zamiar, aby "zabezpieczyć" się na przyszłość. Może więc zwiększyć się skłonność korupcyjna. Poza tym ograniczenie kadencyjności w samorządach, nie rozbije układów klientelistycznych, a jeszcze bardziej je scementuje i wzmocni. Obawiam się, że władza będzie się reprodukować.
W jaki sposób?
Gdy nie będzie mógł kandydować kończący kadencję wójt, lub burmistrz, zawsze może wejść do gry żona, syn, córka, zięć, kolega, brat, kochanka, itd. Klientelistyczny układ poprze sukcesora wskazanego przez wójta, lub burmistrza. To nie musi dać pozytywnych efektów. Pozory często mylą.
A co układ klientelistyczny zyskuje dzięki wspieraniu władzy? Przecież zazwyczaj są to ludzie zaradni, zamożni, nie musieliby tego robić.
Świetnie opisał to politolog Giovanii Sartorii. Określił to jako rządy w trybie altymetrycznym. Trudno jest skrócić dystans do przestrzeni władzy i jej gospodarczego otoczenia wszystkim wyborcom. Dlatego rządzący potrzebują swoistego pasa transmisyjnego, pośredników, którzy zmobilizują im poparcie. W tę rolę, czy [i tu lepsze słowo] funkcję - zapewnienia wyboru altymetrycznego - wchodzą właśnie klientelistyczne sieci korzyści. W zamian za to, rządzący skracają im dystans do przestrzeni władzy, zwłaszcza jej otoczenia gospodarczego czy biznesowego. Orwell nazwałby to skróceniem dystansu do "koryta".
Ale po co im to? Przecież zazwyczaj są to ludzie zamożni, przedsiębiorczy?
W popularnej polskiej komedii "Vabank" jest taka scena. Kramer próbuje się wytłumaczyć ze skoku na swój własny bank, w który został przez Henryka Kwintę i jego przyjaciół wrobiony. Mówi do komisarza Przygody: "po co miałbym okradać swój własny bank, jestem bogatym człowiekiem?!". Na to komisarz Przygoda inteligentnie odpowiada: "wie Pan, ten kto ma ćwierć miliona, ma mniej niż ten, który ma pół miliona...". Jedynie nieliczni ludzie zadawalają się tym co mają i nie chcą mieć więcej. Bo to tylko taki mit, że bogaci nie kradną.
Co Pan zamierza zrobić dla naszej ziemi?
Aby ludzie stąd nie wyjeżdżali muszą odzyskać wpływ na to co się dzieje. Tak jak już powiedziałem wcześniej, poczucie wpływu, to podstawowy parametr demokracji. Jedyną szansą dla powiatów takich jak kolski i miast takich, jak Koło jest budowanie kapitału społecznego i akumulacja kapitału symbolicznego. Wtedy zacznie funkcjonować też kontrola społeczna. Łatwiej będzie rozliczać władzę i patrzeć jej na ręce. Zmuszać do działania.
W jaki sposób zamierza Pan to uczynić?
Po prostu w Kole i w powiecie kolskim musi się coś dziać. Trzeba stworzyć dla ludzi potężne instrumenty odziaływania i kreowania oddolnych inicjatyw. Zbudować formy aktywności obywatelskiej i społecznej oraz zadbać o instytucjonalizację tego zaangażowania. Ustrukturalizować społeczeństwo. Otworzyć przed mieszkańcami perspektywy i prosperity, spowodować, aby im się tu dobrze żyło i aby byli dumni oraz odczuwali entuzjazm, że właśnie tu żyją. Trzeba działać. Trzeba działać bardzo aktywnie.
Ma Pan jakąś wizję tej aktywności, jakiś plan?
Chodzi o to, aby wszyscy aktywni ludzie z powiatu kolskiego i ich działania, ich inicjatywy, przedsięwzięcia były w jednym miejscu. Aby się nie rozpraszać. Na początku naszej rozmowy powiedziałem, że dzień, lub dwa po wyborze zaproszę na spotkanie ludzi najbardziej lokalnie aktywnych, liderów miejscowej społeczności.
Szampan będzie?
Ale przecież nie po to, aby świętować. Od początku będę gromadził wokół siebie i rozbudowywał kapitał społeczny. Traktuję to bardzo poważnie. Rozdrabniając się tracimy energię, impet i siłę. A żeby coś zrobić i osiągnąć sukces trzeba mieć impet. Zbuduję forum ludzi aktywnych. Zinstytucjonalizuję i ustrukturalizuję tę aktywność. Stanie się ona czymś regularnym. A żeby atmosfera podczas spotkania była dobra, jakaś lampka szampana też oczywiście się znajdzie.
Co Pan rozumie pod pojęciem instytucjonalizacja aktywności?
Ja nie jestem człowiekiem chytrym. Funkcja posła daje ogromne instrumenty do działania i środki finansowe. One są niestety w większości przypadków nie wykorzystywane, albo przeznaczane na własne, prywatne potrzeby posłów czy senatorów. Mogę powiedzieć o rzeczach bardzo konkretnych. W krótkim czasie po wyborze powołam dwie potężne organizacje pozarządowe do kreowania działań w powiecie kolskim i mieście Kole: Stowarzyszenie oraz Fundację.
Kto będzie je tworzył?
Sukces będziemy mogli osiągnąć tylko wtedy, jeżeli zjednoczymy działania. Będę chciał, aby partycypowały w nich wszystkie lokalne samorządy z terenu powiatu kolskiego, aby wprowadziły tam swój kapitał, ludzi, pieniądze, idee, pomysły, potencjał organizacyjny oraz aktywność. Koniec z grą na własną rękę. Czas skończyć z destrukcyjną zasadą: "każdy sobie rzepkę skrobie". Musimy działać razem. Pojedynczo żaden samorząd niczego nie zrobi. Jednak przede wszystkim zaproszę do działania wszystkich ludzi aktywnych, którzy znajdują się poza samorządami.
Jak będzie wyglądało powołanie Stowarzyszenia?
Głęboko to przemyślałem. Będę chciał, aby do Stowarzyszenia zapisali się wszyscy mieszkańcy powiatu kolskiego. To już na początku, w punkcie wyjścia da nam ogromną przewagę i stworzy fakt o niebywałej, miażdżącej wręcz wymowie medialnej: oto już na początku będziemy najpotężniejszą organizacją pozarządową w Polsce.
Co to nam da?
Siłę. Statystycznie, już na początku będziemy najsilniejsi w Polsce i osiągniemy miażdżącą przewagę. Nawet jeżeli znaczna część członków, bo zawsze tak się dzieje w różnych organizacjach, będzie pasywna, to z takiej liczby osób musi zostać wyprowadzona wysoka jakość działaczy, na zasadzie znanej prawidłowości, że ilość przechodzi w jakość.
Czym będzie zajmowało się stowarzyszenie?
Kreowaniem aktywności. Promocją miasta Koła oraz powiatu kolskiego. Pomocą niesioną ludziom każdego dnia. Rozwiązywaniem problemów mieszkańców. Pracą organiczną i pracą u podstaw. Wieloma drobnymi, adresowanymi do zwykłych ludzi działaniami. Ale zaprojektujemy i zorganizujemy też wielkie wydarzenia masowe i imprezy promocyjne, o których usłyszy cała Polska.
Niełatwo jest zorganizować duże imprezy, ale Pan był z tego znany?
Zaangażujemy tysiące wolontariuszy i setki działaczy Stowarzyszenia. O patronat poprosimy ogólnopolskie telewizje. Ściągniemy najlepszych fachowców w Polsce, w dziedzinie show-biznesu i impresariatu. Zaprosimy do współpracy największe domy mediowe z Warszawy, z Łodzi, czy ze Śląska. Do Koła przyjadą światowe gwiazdy o jakich się ludziom nie śniło. Imprezy nie będą jedynie wydarzeniami samymi w sobie, lecz zostaną wpisane w głębszą, szerszą i dalekosiężną strategię.
W jaki sposób imprezy i wydarzenia masowe zostaną wpisane w strategię?
To jest najważniejszy materiał do budowania sukcesu. W tym momencie pojawia się drugi czynnik o którym mówiłem wcześniej - obok kapitału społecznego, kapitał symboliczny. Obydwoma czynnikami należy zarządzać w taki sposób, aby stworzyć synergię, czyli efekt dodany. Wydarzenia masowe i wielkie imprezy są czymś niewymiernym, ale właśnie przez swoją niewymierność składają się na kapitał kulturowy oraz kapitał symboliczny.
Co nam da organizowanie imprez masowych?
O Kole zacznie być głośno w całej Polsce. Będziemy słynąć z aktywności, przedsiębiorczości, wielu drobnych, oddolnych działań, pikników dla seniorów, pomocy prawnej i charytatywnej, ale przede wszystkim z potężnych, organizowanych na wielką skalę wydarzeń masowych. W ten sposób zyskamy rozpoznawalność i olbrzymi prestiż.
W ten sposób Koło i powiat kolski zyska jedynie marketingowo?
Nie tylko. Otworzą się przed nami drzwi różnych instytucji. Będą pokazywać nas w ogólnopolskiej telewizjach. O Kole oraz powiecie kolskim zacznie być głośno w całej Polsce. Dzięki temu ściągniemy do Koła wielki biznes.
Proszę wyjaśnić mechanizm tej strategii?
Nastąpi akumulacja kapitału symbolicznego, zaś ten, jak już wcześniej wspomniałem, można przełożyć, dokonać jego rekonwersji na wiele innych kapitałów: biznesowy, ekonomiczny, obywatelski, społeczny, ludzki. Zgromadzony prestiż oraz rozpoznawalność pomoże nam zarówno w ściągnięciu biznesu, inwestycji, jak również w pozyskiwaniu środków finansowych dla miasta Koła i powiatu kolskiego, z Unii Europejskiej czy innych organizacji.
Mam Pa już pomysły na te imprezy, wydarzenia masowe?
Mam. Znam też kluczowe motywy, na których się oprzemy. One są nawet ważniejsze od technicznego czy organizacyjnego przeprowadzenia imprez.
Jakie to będą imprezy?
W pierwszej kolejności należy pielęgnować te zaplecza i te zasoby, które już są. Przede wszystkim wesprzemy promocyjnie, marketingowo, organizacyjnie te imprezy, które mają już swoją historię i są od wielu lat organizowane w powiecie kolskim oraz w mieście Koła. Wzmocnimy je wymiernie, bo organizacyjnie i finansowo. Będzie to wsparcie olbrzymie, przenoszące te imprezy na zupełnie inny, ogólnopolski poziom.
O które wydarzenia chodzi?
Mam na myśli organizowane rokrocznie Dni Miasta Koła. Oczywiście nie będziemy burmistrzowi się wtrącać w przedsięwzięcia, do których ma prawo, ale poprosimy o współdziałanie, o możliwość zagospodarowania programem artystycznym kilku dodatkowych dni. Zakontraktujemy koncerty wielkich gwiazd muzyki oraz transmisję ogólnopolskich telewizji. Otoczenie Dni Koła wypełnimy wieloma eventami towarzyszącymi o charakterze senioralnym, edukacyjnym, sportowym, rekreacyjnym, kulturowym i rozrywkowym.
A w powiecie kolskim?
Poczynimy starania o przejęcie Targów Rolniczych w Kościelcu. Przez tę imprezę rokrocznie przewija się ok. 20 tys. osób. Ekspozycja sprzętu oraz produktów rolniczych jest bardzo atrakcyjna, jednak brakuje multimedialności imprezy i akcentu kulturalno-rozrywkowego. My, jako Stowarzyszenie, ten akcent zapewnimy. I będzie to gwiazda najwyższego formatu, już w tej chwili mogę to powiedzieć. Impreza trwałaby dwa, albo trzy dni, przez cały weekend.
To prawdziwe święto?
Również w otoczeniu tej imprezy wiele by się działo. Składałaby się ona z jednej głównej, centralnej sceny i wielu scen peryferyjnych. Stworzone zostaną ogromne pola grillowe dla rodzin. Zaaranżowane będą strefy zabaw dla dzieci. Do Kościelca przyjedzie Wesołe Miasteczko, jakiego jeszcze w Wielkopolsce nie widziano. Zrobię wszystko, aby przyjechała też telewizja.
Bardzo podkreśla Pan rolę mediów, telewizji?
Wiem na czym polegają nowoczesne projekty. Wszelkie działania zaczyna się od mobilizowania opinii publicznej. To jest ten element, który musi być już na samym początku zagwarantowany, gdyż bez niego nic się nie uda, nie zgromadzi się kapitału symbolicznego. Dlatego wszystko, co będą robił, zostanie realizowane przy udziale mediów ogólnopolskich i lokalnych. Specjalną pomoc skierujemy pod adresem Koło Bluesa Festiwal, imprez motocyklistów, karateków, rowerzystów, kolarzy. Wesprzemy Dni Ogórka w Karszewie i wiele innych lokalnych odpustów oraz dożynek. Zabawy oraz dyskoteki w remizach, powrócą. Młodzież z miasta Koła też będzie miała swoją wielką dyskotekę. Odbudujemy Polskę lokalną. Oczywiście mam również idee nowych, wielkich wydarzeń masowych.
Proszę o tych ideach powiedzieć? Jakie wydarzenia ma Pan na myśli?
Koronnym wydarzeniem będą wybory Miss Polski nad Wartą o "Złotą szprychę", wielkie wydarzenie medialne, o zasięgu ogólnopolskim i europejskim, transmitowane przez największe stacje telewizyjne. To będzie istna perła w koronie. Impreza o wielkim znaczeniu strategicznym.
To nowość... Dziewczyny z Koła raczej nie będą przeciw?
Powrócimy też do organizacji "Imprezy dla wszystkich pokoleń", która przez wiele lat, z ogromnym powodzeniem była organizowana w Kościelcu. Wydarzenie to ma łączyć ludzi różnych generacji, w myśl zasady: bawią się razem młodsi i starsi. Teraz realizacja imprezy trwałaby przez trzy dni, cały weekend i miała miejsce dwa dni na współ w Kościelcu i jeden w Kole.
Ile łącznie powinno być imprez?
W Kole będą się odbywały trzy nowe, potężne imprezy o zasięgu ogólnopolskim. Wielkie Dni Powiatu Kolskiego, organizowane w sposób niebywale spektakularny przez tydzień, jednocześnie, w różnych gminach powiatu kolskiego. Impreza będzie miała charakter przechodni i rotacyjny. Zainicjujemy rozgrywki wielkich międzynarodowych turniejów piłki nożnej dla młodzieży, a także wyścigów kolarskich dookoła rzeki Warty.
Czyli młodzież otrzyma konkretne propozycje?
Oferta programowa dla młodzieży będzie potężna, ale nie tylko. Oprócz tego zorganizujemy setki pomniejszych, drobnych imprez: pikników dla sołtysów, dancingów dla seniorów, quizów, zabaw, konkursów oraz loterii dla osób starszych. Nudy nie będzie.
Wspomniał Pan o kluczowych motywach. Jakie będą główne motywy tych wydarzeń?
Wbrew temu, co się sądzi, w Kole i w powiecie kolskim, są potencjalnie silne zasoby kapitału symbolicznego, a on jest właśnie kluczowy w budowaniu pozycji wśród samorządów i na arenie ogólnopolskiej. Waśnie ten element daje przewagi. Jeżeli wydobędzie się z istniejących tu uwarunkowań, mobilizując wszystkie możliwości - kapitał symboliczny, to przełoży się to na wiele innych kapitałów.
To znaczy?
Wielkie możliwości są już w nazwie Koła i jej potencjalnych wariacjach. W statusie królewskiego miasta. Na tym będziemy grać i o to się opierać. Odwołamy się do królewskiej godności miasta Koła, do Zamku Królewskiego nad Wartą. Do patronów miasta św. Tekli i św. Bogumiła.
Sądzi Pan, że to zadziała?
Pamięta Pan Józefa Koligota?
Tak.
On zawsze przedstawiał się: "mówi Józef Koligot, z królewskiego miasta Koła". Zadziałało. Z dobrych wzorów trzeba korzystać.
To prawda.
Tu jest ogromny potencjał. W herbie Stowarzyszenia, o którym wspominałem, a które powołamy będzie koło, a nad nim korona. Będzie się kojarzyć z królewskim klubem: Realem Madryt. Ja naprawdę wszystko głęboko przemyślałem, inaczej nie kandydowałbym do Sejmu.
Da Pan sobie radę?
Dla mnie, jest to optymalne miejsce. Uważam, że tam rozbłyśnie mój talent. Lubię przemawiać, zabierać głos. Barć udział w debatach i dyskusjach. Mam w tym dużą łatwość. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą o tym.
Co Pana do tego skłoniło? Do kandydowania do Sejmu?
Postanowiłem powrócić do życia publicznego, do polityki. Właściwie zajmuję się polityką od 37 lat. Od dwunastego roku życia słuchałem Radia Wolna Europa. Później gdzieś cały czas blisko polityki byłem. Robię to dla ludzi. Jakiś czas temu na antenie "Halo Radia", w którym pracowałem ogłosiłem swój bardzo obszerny program. Mam wiele propozycji. Operuję konkretami, ale są one wpisane w głęboką strategię.
Dla kobiet też sporo Pan rzeczy przewidział?
O dziewczynach z Koła, o naszych pięknych kobietach, mówi się w całej Polsce, sympatycznie: "szprychy". Wiadomo, że dziewczyny z Warszawy, to Warszawianki, z Wrocławia - Wrocławianki, z Gdańska - Gdańszczanki, a ulicami miasta Koła chodzą piękne "szprychy".
Wiele Pan ryzykuje mówiąc w ten sposób?
Mam nadzieję, że płeć piękna miasta Koła się na mnie nie obrazi, niech mi to będzie wybaczone, mówię "szprychy" z pozytywną ironią i z szacunkiem, uznaniem oraz sympatią. Wykorzystamy i to, organizując wielkie wydarzenie: Wybory Miss Polski nad Wartą w Kole o "złotą szprychę". Cała Polska będzie nam zazdrościć. Kobiety z Koła i z powiatu kolskiego będą chodziły ulicami bardzo dumne.
Nie kwestionuję, że przedstawił Pan niebywale ambitny plan organizacyjny. Kluczowe pytanie, a skąd na to wszystko weźmie Pan pieniądze?
Kiedy zapowiadałem, że w przypadku wyboru do Sejmu, zaproszę liderów miejscowej społeczności, ludzi aktywnych, wszystkich miejscowych samorządowców, sołtysów, wspomniałem również o stworzeniu Fundacji. Kluczowe instrumenty działania będą dwa: Stowarzyszenie i Fundacja, budowane na podstawie i wokół moich biur poselskich, a także w oparciu o samorządy.
To może nie wystarczyć?
To zapewni im start, podstawowe oparcie logistyczne: biura poselskie, istniejący tam sprzęt, środki finansowe z kancelarii Sejmu, a także wsparcie miejscowych samorządów. Razem to na pewno udźwigniemy. Poza tym, mam pomysł na pozyskanie środków za pomocą Fundacji.
W jaki sposób?
I tu bardzo istotne jest to, o czym już wcześniej powiedziałem. Będę chciał, aby do Stowarzyszenia zapisali się wszyscy mieszkańcy powiatu kolskiego. Osiągniemy to dzięki dobrej współpracy z sołtysami i radnymi, z lokalnymi liderami społecznymi. To wytworzy niebywale ważny fakt medialny i zbuduje olbrzymią płaszczyznę kapitału społecznego. Da nam miażdżącą przewagę już na samym początku. Będziemy najsilniejsi w Polsce. Zdobędziemy ogromną przewagę nad pozostałymi samorządami.
I to się przełoży na pozyskiwanie pieniędzy?
Dzięki temu będziemy dysponowali ogromnym argumentem do pozyskiwania funduszy: z Unii Europejskiej, z rządu, z ministerstw, z różnego rodzaju agencji, z samorządów wojewódzkich. Jednak nie to jest kluczowe. Ważniejsze jest coś innego. Sekret do sukcesu znajduje się gdzieś indziej.
Gdzie?
Miesięczna składka w Stowarzyszeniu będzie wynosiła, uwaga, tylko jedną złotówkę. Jeżeli do Stowarzyszenia zapiszą się wszyscy dorośli mieszkańcy powiatu kolskiego, to w ciągu miesiąca pozyskamy ok. 70 tys. zł. Rocznie da to 840 tys. zł. Składka od działających tu samorządów będzie wynosiła niewiele, bo 10 tys. od poszczególnych jednostek rocznie. Da nam to kolejne 100 tys. Już w pierwszym roku będziemy mogli sfinansować wielkie wydarzenia masowe o zasięgu ogólnopolskim oraz mnóstwo drobnych, pomniejszych imprez. Naszym patentem i znakiem rozpoznawczym będzie Crowdfunding.
Czyli publiczne zbiórki?
Pamiętam, gdy pracowałem w mediach ogólnopolskich, w prasie ekonomicznej i o Crowdfundingu opowiadali mi ludzie zajmujący się CSR-ami, czyli społeczną odpowiedzialnością biznesu, prezesi giełdowych spółek, właściciele dużych przedsiębiorstw. Ich rekomendacje zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Przekonywał mnie również do tego kiedyś Przemysław Wipler, były poseł i przedsiębiorca, doradca podatkowy.
W Stanach Zjednoczonych w ten sposób pozyskuje się pieniądze?
To jest bardzo nowoczesne działanie. Jeżeli zbiórkę robi się na masową skalę, wystarczy wpłacić małą, symboliczną kwotę i w ten sposób można zebrać ogromne pieniądze. Bo decyduje efekt skali. I my to będziemy robić! Zbierzemy na zaplanowane wydarzenia masowe, ale także mniejsze, drobne imprezy oraz wiele innych działań - ogromne środki finansowe. Dzięki temu, zostaną ufundowane stypendia dla zdolnych dzieci z terenu powiatu kolskiego oraz popłyną ogromne środki na prezenty dla dzieci pod choinkę, na Święta Bożego Narodzenia i na pomoc dla ludzi potrzebujących.
A jak będzie wyglądała współpraca z mediami? Chodzi mi o te lokalne, kolskie.
To jedna z kluczowych dziedzin, gdyż przekłada się na różne inne działania. Dziś, wykonując tak ambitny i głęboki program, jak mój, niezwykle ważne jest, wręcz kluczowe, aby zmobilizować opinię publiczną. Od tego powinno się zaczynać każdy dobry projekt. Tak więc współpraca z mediami, z dziennikarzami, z liderami opinii publicznej będzie miała charakter permanentny.
To znaczy?
Zarówno na poziomie lokalnym, regionalnym, jak i ogólnopolskim. Powiat Kolski i miast Koło będą promowane non stop. To będzie istna masowa ofensywa. Mogę Pana zapewnić, że zarówno Pana portal, jak i dwa konkurencyjne, działające tu w Kole media, w razie powstanie Stowarzyszenia otrzymają po 5 tys. miesięcznie każdy, z tytułu działań multimedialnych i na promocję powiatu kolskiego oraz miasta Koła w Polsce.
Gdzie będą się mieściły Pana biura poselskie?
W razie wyboru centralny ośrodek moich biur poselskich będzie w Kole na "Wyspie". Tu byłaby też baza Stowarzyszenia i Fundacji. Oprócz tego biura powinny powstać w Warszawie, dla lepszej promocji powiatu kolskiego, w Koninie, w Gnieźnie, w Kościelcu, i w Kłodawie. Wszędzie prowadzona będzie obsługa prawna dla mieszkańców oraz pomoc poselska. Będę się starał pomóc tysiącom osób. Złożę w Sejmie setki interpelacji, zapytań, interwencji, oraz wniosków w sprawie powiatu kolskiego. Nie odpuszczę im ziemi kolskiej i naszego regionu.
Jest Pan ambitnym człowiekiem?
Tylko na ambicjach i marzeniach można oprzeć sukces. Aspiracje nie są niczym złym. Jak mawiał wybitny polski judoka, Paweł Nastula: "na sukces składają się dwie rzeczy: porażki i marzenia". Ja na szczęście mam jedno i drugie. Nie zamierzam siedzieć w ostatnich ławach poselskich, gdzieś blisko wyjścia. Chcę zająć miejsce w pierwszym rzędzie, stać się jednym z najbardziej rozpoznawalnych posłów w Polsce. Nie mam kompleksów. Z nikim nie obawiam się stanąć do debaty. I, jak mi się wydaje, jak mówi mi wiele osób, posiadam predyspozycje, które mnie do tego predestynują. Doskonale rozumiem, że mój sukces będzie również sukcesem całego powiatu kolskiego, regionu konińskiego i powodem do dumy mieszkających tu ludzi. Dla nich chcę poświęcić życie. Nie jestem materialistą, żyć z czego mam, i na pewno nie idę do polityki po pieniądze. Pieniądze mnie nie interesują.
Proszę Mieszkańców powiatu kolskiego tylko o jedno: pomóżcie mi.
Programy autorskie prowadzone przez Romana Mańka w "Halo Radiu" miały opinię jednych z najlepszych pod względem merytoryczny. Inni kandydaci zazwyczaj nie przedstawiają programów, a jeżeli już to robią, to zajmuje im to zaledwie ćwierć strony na ulotkach. Roman Mańka przedstawiał swój program w "Halo Radiu" przez prawie 2 godziny, tu link do audycji: https://www.facebook.com/tuhaloradio/videos/323041812242230/
Tu ze znaną polską aktorką Beatą Kawką, tu link: https://www.facebook.com/tuhaloradio/videos/299703321211126/
Roman Mańka jest autorem sześciu pozycji książkowych. Program telewizyjny o głośnej książce, którą razem napisali Roman Mańka, Łukasz Ziaja i Bartosz Mazurowski, na temat głośnego morderstwa sprzed lat byłego premiera PRL, Piotra Jaroszewicza, tu link: https://www.youtube.com/watch?v=rkjPHxgAhug
---
Artykuł sponsorowany. Materiał wyborczy Komitetu Wyborczego Nowa Lewica