Jeżeli uważasz, że poniższy komentarz powinien zostać usunięty, wypełnij formularz
Dla ustabilizowania emocji przytoczmy kilka faktów. Działał sobie chór Towarzystwa Śpiewaczo-Muzycznego Lutnia, a dyrygentem był miejscowy organista. Po zmianie przepisów o finansowaniu tego typu zespołów nastąpiło jego formalne przekształcenie. Stowarzyszenie TŚ-M uzyskało wpis do KRS-u. Według demokratycznych zasad powstał zarząd i pozostałe organy stowarzyszenia. Funkcja dyrygenta została ograniczona do dyrygowania. O wszystkim decydowało walne zgromadzenie. Skończyła się samowola dyrygenta w dysponowaniu kasą. W tej sytuacji ówczesny dyrygent razem ze swoim proboszczem (to odrębny temat), knując intrygę zrezygnował z kierowania zespołem. Liczył na to, że chór się rozpadnie i zarząd nie zdoła utrzymać TŚ-M przy życiu. Stało się inaczej. Zespół po 10 latach po rozłamie odnosi znaczące sukcesy. Pan Kordylewski w żadnej mierze nie przyczynił się do tych sukcesów ani promocji - nie ten poziom umiejętności. To, że otrzymał medal? No cóż. Być może również za to o czym napisałem. Cieszmy się , że jest wierny kościołowi i otrzymał medal. PS. Redaktora proszę o zainteresowanie się czasem po rozłamie. Warto zgłębić informacje jaką rolę odegrał proboszcz i co stało się z majątkiem TŚ-M Lutnia.