(0)|
Czytano: 3,075 razy |
przeczytasz w ok. 2 min.
Stanisław Kaźmierczak, były piłkarz „Olimpii” Koło, pseudonim Santa Maria wspomina:
- Pamiętam dokładnie. Było to 26 września (odpust w klasztorze Świętej Tekli). Graliśmy w A-klasie...
Mieliśmy, zgodnie z grafikiem, mecz w Szamotułach, koło Poznania. Jechaliśmy, mówiąc krótko, do jaskini lwa na pożarcie. Im potrzeba było tylko 2 punktów do awansu do III ligi. My graliśmy o przysłowiową pietruszkę. Zbliżała się godzina odjazdu na mecz, a tu tylko sześciu piłkarzy. Na mecz trzeba jechać, a tu nie miał, kto. Prezes Stefan Dopierała pocieszał nas, że pojedzie z nami, ale grał nie będzie, bo nie umie. Bramkarz Janusz Piotrowski i obrońca Stanisław Chęciński powiedzieli:
- Jedziemy do miasta (Stary Rynek nazywano wtedy miastem), tam koło ratusza kogoś znajdziemy.
Oprócz tych dwóch wymienionych był jeszcze Bogdan Miliński, Andrzej Korzeniowski (obecnie doktor chemii, mieszka w Poznaniu), Antoni Mikołajczyk (magister ekonomi, mieszka w Kłodawie) i ja Santa Maria. Dobraliśmy z „łapanki” Józefa Lamprychta (pseudonim Letan), Stefana Białobrzeskiego (pseudonim Babcia), Janka Kroszczyńskiego, Romana Pińkowskiego, Janka Spyrę. Był komplet. Wyjechaliśmy samochodem ciężarowym marki Lublin z MHD. Po czterech godzinach podróży i krótkiej rozgrzewce zaczął się mecz. Wszystko układało się po naszej myśli. O mały włos ci młodzi z „łapanki”, by strzelili bramkę. Do przerwy 0:0. Po przerwie miażdżącą przewagę uzyskali miejscowi. My broniliśmy się rozpaczliwie. Janusz Piotrowski w bramce dwoił się i troił. Z pozytywnym skutkiem. Zbliżył się koniec meczu. Od szamotulan upragniona III liga oddaliła się. Remis oznaczał dla nich porażkę. Do końca meczu pozostało 10 minut. Zaczął się „horror”. Przeciwnicy oblegli naszą bramkę. Trwało nieustanne bombardowanie przez przeciwnika. Broniliśmy się wybijając piłkę. Nastąpiła seria 12 rzutów różnych pod rząd! Do dziś śnią mi się one po nocach. Gwizdek sędziego. Koniec meczu. Obroniliśmy remis 0:0. Uszczęśliwieni poszliśmy do szatni. Przeciwnicy też, ale ze spuszczoną głową. Ich działacze mówili: - Zrobiliście nam koło nosa, zabraknie nam jednego punktu do awansu.
Pozostaliśmy w A-klasie, ale w następnym roku wywalczyliśmy awans do III ligi. Szamotuły, o ile dobrze pamiętam, nigdy do niej nie weszły.
Wysłuchał: M. Chojnacki