Kradną wszyscy. Starsza pani, która zamiast pomarańczy, które ma w siatce, zaznacza w kasie ziemniaki. Stateczna rodzina, która nie płaci za tanią lampę rowerową – opowiada N4M Mariusz, ochroniarz, od ponad 15 lat w zawodzie.
Z danych policji wynika, że w pierwszym półroczu 2022 odnotowano aż 17 219 kradzieży w sklepach zakwalifikowanych jako przestępstwa. To o 27,6 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy było ich 13 491. Ostatnio najwięcej takich przypadków odnotowano na terenie działania KWP we Wrocławiu – 3314 (w ubiegłym roku – 2 243), KSP w Warszawie – 2391 (1815) oraz KWP w Katowicach – 2101 (1708). Z kolei na drugim końcu zestawienia widać Opole – 253 (221), Kielce – 259 (231) oraz Rzeszów – 275 (230) – wylicza serwis retailnet.pl.
I dodaje, że wykroczeń (to kradzież towaru o wartości do 500 zł) było aż 106 970, czyli o 12,7 proc. więcej niż rok wcześniej. Najwięcej przypadków było na terenie działania KWP w Katowicach (16 797), Wrocławiu (12 238), Warszawie (9 475). Natomiast na drugim końcu zestawienia widać Opole – 2277 (2247), Białystok – 2579 (2225) i Kielce – 2675 (2298) – czytamy.
Ze statystyk przekazanych naszej redakcji przez Rzecznika Prasowego Komendy Powiatowej Policji w Kole wynika, że od stycznia do września tego roku kradzieży dokonywali:
Najczęściej do kradzieży dochodzi w dużych sklepach spożywczych, tj. Kaufland, Dino, Polo Market i Biedronka oraz w sklepie Rossman i stacjach paliw.
Łupem kolskich złodzieji najczęściej padają artykuły spożywcze, słodycze, kosmetyki i alkohol
– News4Media rozmawia z ochroniarzem Mariuszem.
– Od ilu lat pracujesz w ochronie?
– Ponad 15. Zaczynałem na studiach. Uczyłem się zaocznie i trenowałem sztuki walki. Potrzebowałem pracy. Zatrudniłem się a firmie ochroniarskiej. Na początku to były galerie handlowe, a raczej parkingi, magazyny. I byłem nocnym stróżem. Nic trudnego.
– Jak dziś wygląda twoja praca?
– Zrządzam zespołem ludzi. Przez lata zdobyłem kolejne uprawnienia i licencje. Teraz organizuję pracę ochrony galerii handlowych, grup konwojowych, „napadówek”.
– „Napadówek”?
– To grupa interwencyjna. Napadówka to właściwie przycisk, który w razie zagrożenia wciska sprzedawca w kantorze, salonie jubilerskim, jakimkolwiek innym sklepie. Mamy wtedy kilka minut na dotarcie na miejsce.
– Ochraniasz sklepy?
– Więcej siedzę za biurkiem i jeżdżę po Polsce. Ale zdarza mi się pracować „na obiekcie”. Radom, Kielce, Warszawa.
– Polacy kradną?
– Masowo.
– Więcej niż rok, dwa lata temu?
– Trudno mi to ocenić, ale na pewno kradną dużo.
– Zawodowo?
– Także. Są zawodowi złodzieje. Dobrze wiedzą, że mogą zabrać coś do 500 zł, bo to nie jest przestępstwo. Wielu z nich to chłopaczki, którzy wbiegają do sklepu, łapią i uciekają. W galeriach też to się zdarza, ale tu mają trudniej. Muszą dobiec do wyjścia z całego obiektu. Takie szybkie kradzieże zdarzają się np. w salonikach prasowych na ulicy.
Kilka lat temu sprzedawcy notorycznie dzwonili z każdą taką sprawą na policję. Teraz przestali. Widzą, że nic to nie daje. Chłopak dostanie najwyżej grzywnę i tak komornik tego nie ściągnie, bo złodziej nic nie ma. Wielu sprzedawców, właścicieli np. Żabek, takie kradzieże ma wliczone w koszt prowadzenia interesu. Tracą cierpliwość, kiedy chłopaki wchodzą do sklepu jak po swoje. Już nie uciekają. Spokojnie wychodzą z piwem czy energetykiem. Na luzie.
– Jak tracą cierpliwość, to co robią?
– Nie mogę o tym mówić. Ale uznajmy, że dla złodzieja nie kończy się to miło. Problem pojawia się, kiedy chłopak ma kolegów, którzy chcą się zemścić. Dostaje się właścicielowi sklepu. Wybite szyby to norma.
– Nie można walczyć z takimi drobnymi kradzieżami?
– Można. Kilka lat temu pracowałem na stacji benzynowej. Była regularnie okradana przez jednego faceta. Policja średnio działała, aż poszliśmy do dzielnicowego. On połączył szereg kradzieży w ciąg i postępowanie wykazało przestępstwo. Jak złodziej dostał zarzuty, to sytuacja się uspokoiła.
– Kto kradnie?
– Wszyscy. Starsza pani, która zamiast pomarańczy, które ma w siatce, zaznacza w kasie ziemniaki. Stateczna rodzina, która nie płaci za tanią lampę rowerową. Ludzie idą do marketu po jedną baterię i wyjmują ją z opakowania. To też kradzież. Giną kosmetyki i ubrania. Kradną je kobiety. Na oko – młode, zadbane, zamożne.
– Jakie są metody?
– Bardzo różne. Od włożenia drobnej rzeczy do kieszeni po całkiem wyszukane. Powszechne jest, że ktoś wyjeżdża za linię kas z wózkiem i czegoś tam nie wyłożył na taśmę. Mówi, że zapomniał, a jak sprawdzamy paragon, to okazuje się, że to najdroższa rzecz z całych zakupów. Kiedy masz 7-8 takich przypadków dziennie i zawsze są jest to najdroższy towar, to nie może to być przypadek.
– Jak się kradnie ubrania?
– Te bez klipsów antykradzieżowych zakłada się na siebie. Na przykład kilka par majtek Dwie koszulki, skarpety. Do przebieralni wchodzi się z wieloma rzeczami. Wychodzi z dwoma, trzema mniej.
W salonach z ubraniami są klipsy, które można odciąć obcęgami albo sekatorem. Robi się to w przymierzalni. Ale chyba nie ma już w Polsce sklepu, gdzie – idąc do przebieralni – nie zgłasza się, z iloma rzeczami się wchodzi. Po wyjściu trzeba oddać tyle samo.
Ale i tu są kradzieże. Mieliśmy przypadki, że klient wchodził np. z trzeba koszulami i wychodził z trzema. Tyle że nową miał na sobie, a oddawał starą w której przyszedł. Często zdarza się to z bielizną damską. Uczulamy sprzedawców, że od osoby wychodzącej z przebieralni mają otrzymać ubrania do ręki. Jeżeli ktoś jest „miły” i sam odwiesi towar, którego nie kupuje, to jest znak ostrzegawczy.
– Ponoć torby termiczne na mrożonki sprawiają, że jak się tam włoży kradziony towar, to nie „zapiszczy” na bramce sklepowej.
– Mit. Przynajmniej na podstawie tych przypadków, które namierzyliśmy. Nie wykluczam, że to może zadziałać, ale nigdy tego nie widziałem.
– Polacy kradną przypadkiem?
– Nie. Mam wrażenie, że wszystko jest zaplanowane. Po co klient wchodzi do sklepu z żyletką albo nożykiem? Żeby rozciąć plastikowe opakowanie i wyjąć z niego ładowarkę do telefonu, kabel usb czy kartę pamięci. Są przygotowani.
Wybierają też godziny szczytowego ruchu. Dużo osób w sklepie, ruch, zamieszanie, sprzedawca nie widzi wszystkich. Potrafią godzinę się kręcić po sklepie obuwniczym, żeby wybrać moment i wyjść bez płacenia z dwoma parami butów.
– Jakoś się tłumaczą?
– Ci „przypadkowi” mówią, że po prostu zapomnieli. Jak poznać, czy ktoś ukradł, bo chciał? Bez szemrania płaci odszkodowanie.
– Najbardziej wyszukana metoda, z jaką się spotkałeś?
– Nie wiem, czy coś jeszcze może mnie zaskoczyć. Kiedyś wrażenie robiły na mnie nastolatki, które kradły kosmetyki. Żeby zdobyć szminkę za darmo, trzeba wziąć z półki, wysunąć i odgryźć. Ten sztyft zawija się w folię aluminiową i wkłada do kieszeni.